14-letni Kornel po porażeniu prądem zapadł w śpiączkę. Jego rodzina domaga się od lubelskiego Lubzelu miliona złotych zadośćuczynienia i wysokiej renty.
Kornel przed wypadkiem był pełnym życia chłopcem. Lubił pływać, chodził do szkoły plastycznej. Teraz nie ma z nim kontaktu, wymaga całodobowej opieki i wieloletniej rehabilitacji.
Tragedia rozegrała się 2 września 2005 r. Chłopiec spotkał się z kolegą ze szkoły plastycznej. Wzięli aparat fotograficzny i poszli szukać ciekawych ujęć. Znaleźli się przy ulicy Nadbystrzyckiej w Lublinie, obok przystanku MPK. Kornel postanowił wejść na wysoki na ponad trzydzieści metrów słup. Kolega miał mu z dołu zrobić zdjęcie. Po drabince chłopak wdrapał się na wysokość 17 metrów. Wówczas rozległ się huk i błysk. Doszło do tzw. łukowego wyładowania. Dziecko zapaliło się i spadło na ziemię. W krytycznym stanie trafiło do szpitala.
Rodzina Kornela uważa, że do wypadku doszło, bo słup energetyczny nie był właściwie zabezpieczony. - Znajdował się w miejscu dostępnym dla dzieci, które mogą nie przewidzieć skutków swego zachowania - utrzymuje prawnik rodziny poszkodowanego w pozwie złożonym w sądzie. Według niego, takie miejsca powinny być ogrodzone. Domaga się miliona złotych zadośćuczynienia i ponad sześciu tysięcy comiesięcznej renty. Pieniądze są potrzebne na rehabilitację. Chłopiec powinien uczestniczyć w kosztownych turnusach. Tylko jeden kosztuje 20 tys. zł. Jego rodziny nie stać na zakup łóżka ortopedycznego i innego sprzętu, który mógłby być wykorzystany w domowej rehabilitacji chłopca.
Proces ruszy 13 grudnia. - Zajmiemy w tej sprawie stanowisko - zadeklarowała wczoraj po południu Dorota Szkodziak, rzecznik Lubzelu, która od nas dowiedziała się o procesie.