Ledwie uszedłem z życiem - opowiada Błażej, student przed dwoma laty napadnięty na osiedlu Piastowskim. - Pobił mnie Markut! Rozpoznałem go na zdjęciu, które daliście w środę w waszej gazecie.
25-letni student Błażej (imię zostało zmienione) zgodził się z nami porozmawiać. Opowiedział nam historię sprzed dwóch lat, która omal nie skończyła się podobnie jak w przypadku Radka.
- Wracaliśmy z kolegami do domu. Było przed północą - mówi Błażej. - Szliśmy przez osiedle Piastowskie. Nie zwróciliśmy uwagi na grupę chłopaków przy placu zabaw. Nawet wtedy, gdy czterech z nich ruszyło w naszą stronę, nie przyszło nam na myśl, żeby uciekać. Spodziewaliśmy się prośby o ogień lub papierosy.
Ale zamiast tego Błażej dostał pięścią w twarz. Potem jeszcze kilka razy w głowę. Zatoczył się, a jeden z napastników pchnął go na ziemię.
- Chciałem uciec. Kiedy podnosiłem się z ziemi, podbiegli i kopniakami zmusili mnie do leżenia. Musiałem odwrócić się twarzą do ziemi.
Z relacji Błażeja wynika, że bandyci grozili mu śmiercią. Jeden z nich kopał leżącego. Na szczęście studentowi udało się w końcu uciec. Dobiegł do ul. Zana. Tam spotkał kolegę, który już wcześniej zawiadomił policję. Ale radiowóz przyjechał dopiero po 40 minutach. - Powiedzieliśmy, jak wyglądali napastnicy - mówi Błażej. - Policjanci pokiwali głowami, tak jakby dobrze wiedzieli, o kogo chodzi. Poinformowali nas, że gdy kogoś zatrzymają, wezwą nas na konfrontację. Ale nie wezwali.
Ojciec Błażeja wyjaśnia, że bał się o życie syna, więc nie naciskał policjantów. Uznał, że lepiej o wszystkim zapomnieć. Emocje wróciły, gdy w środę zobaczyli zdjęcia bandytów na pierwszej stronie Dziennika. Błażej rozpoznał w Markucie jednego z tych, którzy pobili go i grozili mu śmiercią.
- Osiedle Piastowskie to wylęgarnia młodych przestępców. Gdyby policja przykładała się do pracy, była bardziej zdecydowana, być może 21-letni Radek żyłby dzisiaj - mówi ojciec Błażeja. •