Zakończył się proces sprawcy brutalnego zabójstwa przy ul. Gęsiej w Lublinie. Piotr R. zatłukł swoją żonę kluczem do kół. Nie mógł pogodzić się z tym, że kobieta odeszła od niego do innego mężczyzny
– Oskarżony jest spokojnym człowiekiem. Nie nadużywał alkoholu i dbał o rodzinę. Chciał, żeby była taka, jaką sobie wymarzył – przekonywał podczas mowy końcowej mec. Dionizy Stojek, obrońca Piotra R. Zapewniał, że feralnego dnia jego klient nie chciał zabić swojej żony.
Monika i Piotr R. mieszkali niedaleko Lublina. Oboje pracowali i prowadzili niewielkie gospodarstwo, w którym pomagali im dwaj synowie. Z relacji świadków wynika, że Piotr R. znęcał się psychicznie nad małżonką. Zabierał jej pieniądze, które zarabiała na stacji paliw. Po powrocie z pracy musiała jeszcze godzinami pracować w gospodarstwie.
Cztery lata temu Monika R. odeszła od męża. Zostawiła w domu tylko krótki list, w którym stwierdziła, że „musi odpocząć”. Zamieszkała w Lublinie, gdzie związała się z nowym partnerem.
Mąż kobiety nie mógł pogodzić się z rozstaniem. Wielokrotnie namawiał ją do powrotu. Przesyłał wiadomości, przychodził do pracy. Próbował również popełnić samobójstwo. Wypił preparat chwastobójczy. Lekarzom udało się go jednak uratować. Piotr R. cały czas żył nadzieją, że żona do niego wróci. Również synowie utwierdzali go w tym przekonaniu.
Piotr R. nie mógł znieść, że jego żona układa sobie życie z innym, znacznie młodszym mężczyzną. Z jego relacji wynika jednak, że nie zdawał sobie sprawy, że Monika jest w ciąży z nowym partnerem.
Tragedia koło bloków przy Gęsiej
20 lutego ubiegłego roku Piotr R. zapakował do samochodu m. in. kołdrę, koc i dwie butle z gazem. Jeszcze przed godziną 6 rano podjechał pod blok, w którym mieszkała jego żona. Zaparkował obok jej samochodu i czekał. Kiedy Monika R. wyszła do pracy i skrobała szron z szyb, podszedł do niej i poprosił o rozmowę. Wsiedli do jego auta.
– Obje rozmawiali, zaczęli płakać. Ona powiedziała, że wróci – przypominał przed sądem obrońca Piotra R. – Oskarżony już chciał ruszać, kiedy usłyszał, że żona wysiada z samochodu. Chciał ją zatrzymać i chwycił za pasek torebki. Zerwał go i wybiegł za Moniką R. Później doszło do tragedii.
Piotr R. zapewniał przed sądem, że nie pamięta, co się później działo. Nie pamięta, jak biegł za żoną, uzbrojony w klucz do kół. Dogonił Monikę, kiedy była o krok od klatki schodowej. Zadał jej kilka ciosów w głowę.
– Bił, aż straciła przytomność – przypomniała prokurator w mowie końcowej. – Działał nie tyle z tęsknoty za żoną, co z zazdrości i chęci podporządkowania. Nie chciał, by była z kimś innym. To było silniejsze niż miłość.
Sąsiedzi słyszeli krzyki kobiety. Chwilę później zauważyli leżącą przed blokiem Monikę R. Jej mąż uciekał w tym czasie z kluczem do kół w dłoni. Wsiadł do samochodu i ruszył, po drodze taranując ogrodzenie.
Pojechał do Kraśnika, gdzie spał w bagażniku swojego volvo. Dzień po zabójstwie strażacy wyciągnęli go z płonącego auta. Okazało się, że Piotr R. palił papierosy i tak doprowadził do pożaru. Z ciężkimi obrażeniami trafił do szpitala.
Mężczyzna przyznał się do zabójstwa. Jego obrońca przekonuje, że Piotr R. zabił w afekcie. Grozi za to od roku do 10 lat więzienia. Biegli wykluczyli jednak taką okoliczność. Prokurator domaga się skazania Piotra R. na 15 lat więzienia.
W piątek Sąd Okręgowy w Lublinie ogłosi wyrok w tej sprawie.