„Żółto-niebiescy” znów mogą grać w Lublinie. Ale mecze muszą być lepiej zabezpieczone. Będzie więcej ochrony i mniej kibiców. Część z nich będzie legitymowana. A za bilet zapłacą nawet kobiety.
Działacze Motoru od kilku dni byli pewni zgody Ratusza. Jakby mieli ją w kieszeni. Na jutrzejszy mecz z Sandecją trener Motoru Roman Dębiński zapraszał już w niedzielę na antenie Radia Centrum. Informując, że spotkanie odbędzie się przy Alejach Zygmuntowskich.
– Ktoś się pospieszył – komentował dzień później tę wypowiedź Waldemar Paszkiewicz, prezes LKP Motor. I zapewniał, że zgodę na organizację imprezy dostanie w ciągu kilkunastu godzin. Dokumenty wymagane do pozwolenia złożył dopiero wczoraj. I zgodę dostał.
– Zaważyła pozytywna opinia policji – wyjaśnia Tomasz Rakowski, rzecznik prezydenta Lublina. Choć opinia wcale taka pozytywna nie była.
– W naszym postanowieniu stwierdziliśmy, że będzie za mało ochroniarzy. Klub proponuje 47. Naszym zdaniem powinno ich być prawie dwa razy więcej – mówi Agnieszka Pawlak z Komendy Miejskiej Policji.
Motor obiecał, że zabezpieczenia będą lepsze. – 81 ochroniarzy. Zmieniliśmy też agencję. Nowa ma doświadczenie z meczami reprezentacji narodowej – deklaruje Paszkiewicz. – Zgodę mamy na dwa tysiące kibiców. I tyle sprzedamy biletów. Nawet panie będą płacić. Nieletni do lat 14 wejdą tylko pod opieką dorosłych. I każdy musi mieć ze sobą dowód tożsamości. Bo niektórych będziemy legitymować – dodaje prezes klubu. Zapowiada też wprowadzenie specjalnych kart klubowych, dzięki którym żaden z kibiców nie będzie anonimowy.
Piątkowe spotkanie będą rejestrować kamery i mikrofony. Zgodnie z zaleceniami wojewody. Policja, oceniając przygotowania do jutrzejszego meczu, zwróciła też uwagę na bałagan na stadionie. – Jest jeszcze trochę gruzu, który może być wykorzystany podczas ewentualnych zamieszek. Trzeba go uprzątnąć – dodaje Pawlak.
Właściciel stadionu – Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji obiecał dokładnie posprzątać teren. s