Szanowny Czytelniku!
Dzięki reklamom czytasz za darmo. Prosimy o wyłączenie programu służącego do blokowania reklam (np. AdBlock).
Dziękujemy, redakcja Dziennika Wschodniego.
Rozmowa z Małgorzatą Janusz z Jastkowa
• Jak się dokładnie nazywa pani zawód?
- Strażnik szkolny. Tak mam wpisane w papierach.
• Fajnie jest przeprowadzać ludzi przez jezdnię?
- Praca jak każda inna. Przyzwyczaiłam się, bo robię to od 1999 r. Wchodzenie na szosę weszło mi w krew.
• Stoi pani przy ruchliwej trasie Lublin-Warszawa. Jak kierowcy reagują na przymusowy postój?
- Różnie. Niektórzy się denerwują. Ale teraz przeważnie i tak zwalniają, bo jak ostatnio był remont drogi to przy przejściu zrobiono wysepki.
• A nie przeklinają pani?
- Na szczęście, jeszcze się coś takiego nie zdarzyło
• Opłaca się tak stać?
- Lepsze to niż siedzenie w domu. Pracuję osiem godzin, od 7 do 15. Wtedy są lekcje w szkole. Na miesiąc dostaję do ręki 960 złotych.
• Przeprowadza pani tylko dzieci?
- Nie. Jak trzeba to pomagam i starszym osobom. Przy dużym ruchu ciężko im przejść. Zwłaszcza że kierowcy z reguły nie są skłonni przepuścić pieszych.
• A dzieci się pani słuchają?
- Pewnie, że tak. Wiedzą, że z przejściem przez tak ruchliwą drogę nie ma żartów. Dlatego są zdyscyplinowane.
• I jak się do pani zwracają?
- Mówią na mnie "Stopka”. I nawet mi się to podoba.
Rozmawiał Marek Wieczerzak
Rozmawiał Marek Wieczerzak
