Uczniowie rzutem na taśmę próbują poprawiać swoje oceny. Nauczyciele szykują się do wypisywania świadectw. A rodzice myślą o prezentach. Na niektóre wydają nawet kilkaset złotych.
Choć nikt oficjalnie tego nie przyznaje, prezenty dla nauczycieli na koniec roku szkolnego niekiedy wykraczają poza zwyczajowe „dowody wdzięczności”.
– Tylko kwiaty albo słodycze – podkreśla Jerzy Miernowski, wicedyrektor LO im. Jana Zamoyskiego w Lublinie. – Nie byłbym zadowolony, gdyby takie prezenty pojawiły się w naszej szkole. Ja sam odmówiłbym jego przyjęcia.
Również Mirosława Woźniak, dyrektor SP nr 4 w Lublinie, ma jednoznaczny pogląd w sprawie drogich prezentów. – Podejrzewałabym, że chodzi o wywarcie na mnie presji. Nauczyciele sami wiedzą, że nie powinni brać drogich prezentów.
Najczęściej to rodzice decydują, co dostanie nauczyciel. – Zrobiliśmy takie nieoficjalne zebranie komitetu rodzicielskiego, żeby ustalić, co kupujemy wychowawcy. Wybraliśmy markowe pióro z akcesoriami. To będzie prezent za jego wkład w wychowanie naszych dzieci. Nie uważam, żeby było w tym coś nagannego – twierdzi pan Tomasz z Lublina, lekarz i ojciec 12-letniego Łukasza.
– Wielu nauczycieli liczy na takie prezenty – przyznaje jedna z lubelskich nauczycielek. – Rok temu moja koleżanka dostała markowe perfumy.
– Nie ma żadnego „coś jeszcze”! – stanowczo podkreśla Waldemar Godlewski, lubelski kurator oświaty. – Co roku apelujemy do dyrektorów szkół, by zwracali na to szczególną uwagę. Nauczyciel nie może przyjmować żadnych prezentów. Jakaś książka z wpisami wszystkich uczniów jest dopuszczalna. Sam mam kilka takich książek. A poza tym tylko kwiaty i słodycze.