Ponad 600 osób chce przesiedlić miejski radny PiS, który proponuje rozbiórkę osiedla socjalnego przy ul. Grygowej. Tłumaczy, że jest tu zbyt duże zagrożenie pożarowe, chociaż strażacy tego nie potwierdzają. Miasto odpowiada, że rozbiórka osiedla nie wchodzi w grę, bo nie ma pieniędzy na budowę nowych mieszkań.
– Owszem, mogliby nas przenieść, tylko gdzie? Najlepiej bliżej centrum, teraz do najbliższego sklepu mamy dwa przystanki albo trzeba jeździć na Turystyczną – mówi pani Dorota, mieszkanka osiedla przy Grygowej.
Osiedle tworzy osiem jednopiętrowych budynków. – Znajduje się w nich łącznie 226 lokali mieszkalnych – informuje Łukasz Bilik, rzecznik Zarządu Nieruchomości Komunalnych. – Według oświadczeń zamieszkują je 634 osoby.
Lokatorzy trafiają tu najczęściej wskutek eksmisji z zadłużonych lokali. Tutaj też nie wszyscy płacą czynsz, a zaległości osiągnęły już astronomiczną, jak na osiem budynków, kwotę. – Łączne zadłużenie z tytułu opłat czynszowych wynosi 12,2 mln zł – stwierdza Bilik. Na jedno mieszkanie daje to średnio 54 tys. zł.
Wyburzenie całego osiedla to pomysł miejskiego radnego Eugeniusza Bielaka. – Ja wnioskuję, żeby rozbierać te budynki i przesiedlać ludzi. To nie budynki, to baraki. To wstyd, żeby w dzisiejszych czasach ludzie mieszkali w takich barakach – mówił Bielak podczas ostatniego posiedzenia Rady Miasta. Tłumaczył to dużym zagrożeniem pożarowym. – Te budynki są w odległości czterech czy sześciu metrów jeden od drugiego. Niebezpieczeństwo jest duże.
Czy strażacy to potwierdzają? – Nie było kontroli stwierdzającej takie zagrożenie – odpowiada Andrzej Szacoń, rzecznik Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej. – Nie mamy wiedzy dotyczącej powierzchni, kubatury, konstrukcji.
Wyburzenie osiedla raczej nie wchodzi w grę. Ratusz tłumaczy, że na wybudowanie nowych mieszkań trudno byłoby znaleźć pieniądze. – Koszt wybudowania nowych budynków dla 226 rodzin jest trudny do oszacowania, ponieważ zależy od wielu czynników, jak np. technologii wykonania czy standardu – zastrzega rzecznik ZNK, ale wiadomo, że chodzi o duże kwoty. – Przykładowo koszt wybudowania 120 lokali mieszkalnych oddanych do użytkowania w lipcu ubiegłego roku to kwota 15 mln zł.
Władze Lublina takich pieniędzy raczej nie wyłożą. – Priorytetem są te inwestycje, na które mamy dofinansowanie zewnętrzne – tłumaczy Beata Krzyżanowska, rzecznik prezydenta miasta. – Trudno w tym momencie mówić o możliwości wielomilionowej inwestycji w momencie braku możliwości wskazania finansowania.
W Lublinie już dziś potrzeba ponad tysiąc lokali dla osób, które sąd kazał eksmitować z zajmowanych obecnie mieszkań i przyznał im prawo do lokalu socjalnego. Ponieważ miasto nie ma takich pomieszczeń, lokatorzy wciąż zajmują zadłużone mieszkania. Ich właściciele nie mogąc wyrzucić dłużników na bruk, mogą żądać od miasta odszkodowań. W zeszłym roku tytułem takich odszkodowań miasto wypłaciło 495 tys. zł.
>>>