Nazistowska strona Redwatch zaledwie tydzień po usunięciu powróciła wczoraj do Internetu. Są na niej dane sześciu mieszkańców Lublina, których faszyści nazywają "wrogami rasy”. - Oni zapłacą za swoje zbrodnie - grożą naziści. Sprawę bada już polska i amerykańska policja.
Strona była umieszczona na amerykańskim serwerze w Arizonie. Zrobiło się o niej głośno po napadzie na warszawskiego anarchistę, jednego z "wrogów rasy”. Nieznani sprawcy wbili mu nóż w plecy. Wkroczyła policja, zatrzymując trzech twórców witryny, mieszkańców Słupska, Świnoujścia i Bielska-Białej. To właśnie od zatrzymania tego ostatniego amerykańskie Federalne Biuro Śledcze (FBI) uzależniało zablokowanie faszystowskiej witryny. - Bo w Stanach taka strona jest legalna. Dlatego musieliśmy dobrze uzasadnić, że zagraża osobom, których dane tam widnieją - mówi kom. Beata Tobiasz z dolnośląskiej policji.
FBI dotrzymało słowa. Strona zniknęła. Ale dzień później dostępna była jej okrojona kopia, bez danych "wrogów rasy”. Wczoraj powróciła w pełnej krasie. Teraz jest zamieszczona na serwerze w Dallas.
- Jeżeli ta strona zostanie usunięta, to raczej nie przez policję, ale przez hakerów, którzy włamią się na serwer - mówi Radosław (imię zmienione), lublinianin z listy Redwatch, działacz antyfaszystowski. - Szczerze? Nie chcę o tym rozmawiać - mówi inny z mężczyzn.
Sprawę bada policja. - Wiemy, że strona jest administrowana ze stanu Teksas - mówi podinsp. Zbigniew Matwiej z Komendy Głównej Policji. - Wniosek o jej zablokowanie jest już gotowy. Lada chwila zostanie przesłany do naszych kolegów ze Stanów Zjednoczonych - dodaje Matwiej. Ale nie wiadomo, co zdecydują w USA. Bo strona działa w innym stanie niż poprzednio. A w różnych stanach obowiązują różne przepisy.
Trzem Polakom prokuratorzy postawili zarzuty: propagowania faszyzmu, nawoływania do waśni na tle narodowościowym, udziału w zorganizowanej grupie przestępczej i złamania Ustawy o ochronie danych osobowych. Wszyscy siedzą w areszcie. - Śledztwo trwa. Kolejne zatrzymania są bardzo prawdopodobne - mówi Matwiej. Jednak możliwe jest, że nowy administrator witryny pozostanie bezkarny, bo zasłoni się "wolnością wypowiedzi”. Właściciel serwera z Arizony, na którym poprzednio umieszczona była strona, zaskarżył do amerykańskiego sądu decyzję o jej usunięciu. •