Odwołania szefowej wojewódzkiego sanepidu w Lublinie chce część jej podwładnych. Swojej przełożonej zarzucają mobbing – czują się szkalowani, zastraszani, uporczywie krytykowani. Sprawę zbadają główny inspektor sanitarny i wojewoda.
O tym, że w Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej dzieje się źle, świadczy notatka pokontrolna Okręgowego Inspektoratu Pracy w Lublinie. Z dokumentu, do którego dotarliśmy wynika, że m.in. bezpodstawne oskarżenia, obarczanie bezsensownymi zadaniami, lekceważenie i uporczywa krytyka ze strony przełożonych dotyka 50 proc. pracowników.
W anonimowym badaniu przeprowadzonym w lutym tego roku przez inspekcję pracy wzięło udział 141 osób (na 176 tam zatrudnionych) i aż 71 pracowników wskazało na występowanie „niektórych nieakceptowanych zachowań” przynajmniej raz w miesiącu i częściej.
Oznacza to – podsumowuje inspektor przeprowadzający ankietę – „prawdopodobieństwo występowania zachowań, które mogą prowadzić do sytuacji mogących nosić znamiona mobbingu”.
Bunt na pokładzie
Część pracowników WSSE chce odwołania szefowej, dyr. Irminy Nikiel. Wspierają ich w tym koledzy z Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Lublinie. Zgodnie twierdzą, że sytuacja jest coraz gorsza.
– Ludzie są sfrustrowani, zestresowani, funkcjonujemy w atmosferze zastraszania, tak nie można pracować. Każdy, kto ma odmienne zdanie niż pani dyrektor, albo nie należy do grona „zaufanych” – jest gnębiony – mówi nam jeden z kilku pracowników wojewódzkiej stacji, którzy zgodzili się na rozmowę, prosząc o anonimowość w obawie przed konsekwencjami służbowymi. – Pani dyrektor chce wszystko kontrolować, nie możemy podejmować żadnych kroków bez jej wiedzy i zgody, nawet jeśli dotyczą naszych obowiązków czy kompetencji. Jesteśmy szkalowani – przekonuje.
– Ludzie doświadczeni, którzy nie pasują pani dyrektor, są odsuwani od obowiązków i zastępowani osobami, którym brakuje kompetencji – skarży się kolejny z naszych rozmówców i dodaje: Kierownicy są tak zastraszeni, że nie mogą podejmować samodzielnych decyzji, ani kontaktować się z głównym inspektoratem sanitarnym, co bardzo utrudnia pracę.
Potwierdzają to pracownicy powiatowej stacji w Lublinie, którzy też chcą pozostać anonimowi. – Działania pani dyrektor prowadzą do tego, że ludzie rezygnują z pracy, bo już nie wytrzymują psychicznie – twierdzi jeden z nich.
– Konsekwentnie podważane są nasze kompetencje czy decyzje, np. o nakładaniu kar na konkretne podmioty, mimo że są one uzasadnione, ale z jakichś powodów są niewygodne dla pani dyrektor. Jak to świadczy o wiarygodności naszej instytucji? To nas kompromituje – skarży się inny pracownik.
Komentarza nie będzie, będzie kontrola
Irmina Nikiel, dyrektor Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Lublinie, odmówiła komentarza w tej sprawie i odesłała nas do głównego inspektora sanitarnego oraz wojewody lubelskiego.
– Znamy sprawę, wpłynęły do nas skargi od pracowników. Na pewno będziemy to badać wspólnie z wojewodą lubelskim. Na rozstrzygnięcie trzeba będzie jednak poczekać, bo sprawa jest wielowątkowa – komentuje Jan Bondar, rzecznik GIS. – Wzajemne oskarżenia przekładają się na obraz i wiarygodność całej instytucji. Ani na mobbing, ani na politykę nie ma miejsca w inspekcji sanitarnej – dodaje.
Według pracowników dyrektor „czuje się bezkarna” ze względu na swoje powiązania polityczne z Prawem i Sprawiedliwością. W ubiegłym roku bezskutecznie kandydowała z listy PiS w wyborach do sejmiku województwa – zdobyła 1370 głosów. Zauważają, że z tej samej partii jest wojewoda, który ma ją kontrolować.
Czy GIS będzie prowadził kontrolę na miejscu, w wojewódzkiej i powiatowej stacji w Lublinie? – Szczegóły techniczne ustalamy jeszcze z wojewodą – mówi Bondar.
– W najbliższym czasie zostaną podjęte czynności mające wyjaśnić przedstawione zarzuty, m.in. wojewoda Przemysław Czarnek wspólnie ze służbami GIS przeprowadzi szczegółową kontrolę w placówce – dodaje rzecznik wojewody Marek Wieczerzak. – Od jej wyników zależą dalsze kroki, jakie podejmiemy w tej sprawie.