Rozmowa z Piotrem Kotowskim, rektorem Letniej Akademii Filmowej
– Większość po to sprowadzam do Zwierzyńca, żeby spokojnie obejrzeć. Ale oczywiście nie będę miał na to czasu…
• Ale coś może pan polecić?
– W ubiegłym roku pokazywaliśmy kino z Republiki Południowej Afryki. W tym kontynuujemy odkrywanie filmowej północnej Afryki, której twórcy coraz częściej są na najważniejszych festiwalach filmowych. Cały cykl "Karawana z Maghrebu” to ze 40 tytułów, jeśli ktoś musi wybrać: polecam "Czarną Wenus” czy "Tajemnice ziarna” lub to, co nakręcił Rachid Bouchareb.
• LAF trwa od 5 do 15 sierpnia, program tak jest ułożony, że w weekendy są ciekawsze projekcje? Zwykle tak jest na festiwalach.
– Zwierzyniec rządzi się innymi prawami. Przewija się przez miasteczko kilka tysięcy osób, wszyscy mają szansę na dobre filmy. Pokazujemy je w czterech salach i w plenerze w amfiteatrze.
• Oj, komary…
– Bez względu na miejsce są. Może bardziej się zainteresują świecącym ekranem niż widzami. W tym roku nie ma nocnych projekcji w browarze, są w amfiteatrze.
• To 12 edycja akademii, impreza jeszcze się rozwija?
– Zwierzyniec robi się za ciasny, a mamy imperialne zapędy. Chcemy uruchomić w przyszłym roku kolejne miejsce projekcji. Jest potrzebne, bo w tegorocznym programie zabrakło miejsca na 30–40 tytułów. Szacując, że widz da radę przeżyć 6 seansów dziennie…
• Ale nadal nic hollywoodzkiego w Zwierzyńcu nie ma i nie będzie?
– Może coś z amerykańskich produkcji się przemknęło i w tym roku. Nowy Woody Allen jest, jeśli można go uznać, za przedstawiciela tamtego kina.
Rozmawiała agdy