Długo już pan pracuje za kierownicą?
- W MZK jeżdżę dwudziesty rok. Wcześniej przez kilka lat pracowałem w PKS.
• Lubi pan to?
- Oczywiście, że tak. Mimo że nie jest to lekka i przyjemna robota. To bardzo odpowiedzialny zawód, kierowca musi mieć oczy dookoła głowy, żeby widzieć nie tylko to, co dzieje się na drodze, ale i mieć oko
na sytuację w autobusie. Często zdarza się, że starsi ludzie bardzo wolno wychodzą, w lusterkach nie widać czy już sobie poradzili, czy jeszcze nie. Trzeba zachować szczególną uwagę, żeby nikomu nie zrobić krzywdy.
• Często dochodzi do niebezpiecznych sytuacji w autobusie?
- Zdarza się, że wsiądzie grupka agresywnej młodzieży. Wyzywają kierowcę i innych pasażerów, ale muszę to przemilczeć. Bywa też, że pasażer jest pijany, ale każdy może wsiąść do autobusu.
• A co, jeżeli podczas kursu dojdzie do jakiejś awarii?
- Codziennie rano samochody są sprawdzane pod względem technicznym. Przy sobie nie mamy żadnych żarówek, kluczy czy koła zapasowego, bo nie musimy. Ale nie ma samochodów niezawodnych i zawsze może się coś popsuć. Wtedy dzwoni się do zajezdni. Stamtąd przyjeżdża autobus zastępczy i pasażerowie nie muszą długo czekać.
• Praca ciężka. A zarobki wystarczająco wysokie?
- Jak na tę pracę, to zarabiam za mało. Kierowcy w mieście mają ciężkie zadanie, bo co chwilka trzeba stawać, otwierać drzwi itd. Całkiem inaczej wygląda praca na długiej trasie np. do Lublina. Po drodze jest niewiele przystanków i to mniej męczy. Lepiej mają też koledzy w dużych miastach, jak choćby w Warszawie. Wiem, że tam się pokonuje trasę w godzinę, a potem jest półgodzinny postój. U nas nie ma tak dobrze.
• To nie lepiej wyjechać, np. za granicę?
- Zależy dla kogo. Dla mnie taka sytuacja byłaby nie do przyjęcia. Zwyczajnie tęskniłbym za rodziną. Poza tym, żona nie pracuje, a dziecko chodzi jeszcze do szkoły. Musiałbym przesyłać im pieniądze, a to nie jest wygodne rozwiązanie. Najlepiej by było wyjechać z rodziną, ale na to ani żona, ani ja nie mamy ochoty.