Lata awantur między braćmi zakończyły się tragicznie. Jeden z nich oblał drugiego denaturatem – i jak przekonują śledczy – podpalił. Mariusz T. odpowiada przed sądem za zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem
37-latek zasiadł wczoraj na ławie oskarżonych Sądu Okręgowego w Lublinie. Nie przyznał się do zamordowania swojego brata Piotra. – Oblałem go denaturatem, ale nie podpaliłem – zapewniał przed sądem Mariusz T. – Wyszedłem z kuchni do pokoju i po chwili usłyszałem krzyk. Zobaczyłem, że brat się pali. Zerwałem się i zacząłem go gasić.
Mariusz i Piotr mieszkali razem w rodzinnym domu w Wandzinie niedaleko Lubartowa. W tym samym budynku mieszkała też ich siostra z mężem i dwójką dzieci. – U braci ciągle były awantury – przyznała śledczym Edyta G. – Libacje ciągnęły się od miesiąca do trzech. Niejednokrotnie widziałam ich pobitych.
Z relacji kobiety wynika, że odkąd przed 20 laty zmarła ich matka, bracia zaczęli regularnie sięgać po alkohol. Obaj byli biedni. W domu brakowało nawet chleba. Mariusz i Piotr topili więc problemy w kieliszku. Regularnie dochodziło między nimi do bójek. Raz Mariusz T. pokiereszował brata nożem. Odsiedział za to blisko dwuletni wyrok.
23 września ub. r. blisko trzytygodniowa libacja zakończyła się tragedią. – Przyszedł wujek Józef, alkoholik od 40 lat. Słyszałam, jak bracia sobie grozili. Krzyczeli „zap…olę cię”. Dzień jak co dzień – opowiadała śledczym Edyta G. – Usłyszałam przeraźliwy krzyk. Piotr wołał moje imię – dodała wczoraj przed sądem. – Pobiegłam do niego. Leżał przed progiem i się palił. Pobiegłam po wodę i zaczęłam go gasić. Mariusz spokojnie chodził po podwórku.
Mężczyzna wiedział, że siostra wezwała policję, ale stwierdził, że „nie będzie uciekał”. Jego brat został ciężko poparzony, ale zdołał jeszcze wejść do domu. Tam zastali go ratownicy. – Powiedział, że brat polał go denaturatem i podpalił – zeznał Kazimierz M., kierowca karetki, którą wezwano do Wandzina. – Później wszedł lekarz i z uwagi na poparzenia dróg oddechowych zabronił rozmowy z pacjentem. Próbowaliśmy podnieść go z fotela, ale skóra odrywała się od ciała.
Kiedy ratownicy zajmowali się rannym, policjanci mieli wprowadzić do mieszkania MariuszaT. – Groził bratu. Powiedział, że jak z tego wyjdzie to go jeszcze raz podpali i powiesi na sznurku, żeby sobie podyndał – mówił podczas śledztwa kierowca karetki.
Piotr T. został przetransportowany śmigłowcem do szpitala w Łęcznej. Miał poparzone blisko 70 proc. powierzchni ciała. W grudniu zmarł w szpitalu. Prokuratura oskarżyła jego brata o morderstwo ze szczególnym okrucieństwem.
Obecnie Mariusz T. zaprzecza zarzutom, ale policjantowi przesłuchującymi go tuż po zdarzeniu powiedział, że dał Piotrowi 15 zł na alkohol. Ten nie oddał mu reszty. – Nabrałem w usta denaturatu i opryskałem brata. Wziąłem zapalniczkę i podpaliłem – powiedział. – W drodze na komisariat oskarżony raz żałował, a innym razem się cieszył. Powiedział „szkoda, że go nie zaje…em”. Jeszcze na podwórku się śmiał. To było zaskakujące – wspomina policjant interweniujący w Wandzinie.
Istotne w sprawie są zeznania wujka oskarżonego. Mężczyzna miał przyznać Edycie G., że widział, jak Mariusz T. podpala brata. Później, podczas oficjalnych przesłuchań, zaczął wycofywać się z tych zeznań. Twierdził, że podczas awantury był przed domem. – Z domu wybiegł Piotr. Palił się. Mariusz zaraz za nim stał z zapalniczką. Mówił „będzie miał pierd…ny nauczkę” – opowiadał mężczyzna.
Wujek braci T. nie powtórzy tego przed sądem. Zmarł przed rozpoczęciem procesu. Mariuszowi T. grozi od 12 lat więzienia do dożywocia. Finału procesu można się spodziewać pod koniec maja.