Już trzeci dzień związkowcy z Zakładu Taboru okupują lokomotywownię przy Dworcu Głównym.
Spór toczy się o elektrowozy, które spółka PKP Cargo sprzedała spółce PKP Przewozy Regionalne. W całym kraju właściciela zmieniły 74 lokomotywy, w tym osiem z lubelskiego Zakładu Taboru.
Przeciw tej transakcji związkowcy Zakładu Taboru protestowali już w ubiegłym roku. Ale wtedy dostali jedynie zapewnienie, że sprzedane maszyny zostaną zastąpione innymi. - Jednak władze naszej spółki nie wywiązują się z tej obietnicy. Jesteśmy stale zwodzeni - mówi Mirosław Oleszczuk, przewodniczący Okręgowej Sekcji Kolejarzy NSZZ "Solidarność”. - Do dzisiaj nie wiemy, co będzie dalej z lokomotywami.
- Też tego nie wiem. To pytanie do centralnych władz spółki - twierdzi Andrzej Skowronek, dyrektor Zakładu Taboru PKP Cargo w Lublinie.
A centrala mówi, że innych maszyn nie będzie. - Stare lokomotywy trafią do naprawy i wrócą do eksploatacji w Zakładzie Taboru. Ale będą własnością Przewozów Regionalnych - mówi Ryszard Wnukowski, rzecznik PKP Cargo w Warszawie. - Zresztą, lokomotywy, o których mówimy i tak teraz nie jeżdżą. Nie ma z nich żadnego pożytku.
Związkowców to nie przekonuje. Domagają się spełnienia obietnicy zamiany maszyn. Z porozumienia wynika, że do lubelskiego Zakładu Taboru mają w zamian trafić na własność maszyny innych serii, niż sprzedane Przewozom Regionalnym lokomotywy EU07.
Konflikt coraz bardziej się zaostrza. Związkowcy twierdzą, że dyrekcja zakładu nasłała na nich we wtorek policję. - Zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa zostało skierowane do prokuratury - mówi zdawkowo Agnieszka Kwiatkowska z Komendy Miejskiej Policji.
- A czy ja mówię, że złożyłem takie zawiadomienie? - odpowiada Skowronek. - Ale władze spółki rozważają taki krok. Bo akcja jest nielegalna. Przedmiotem strajku nie mogą być lokomotywy. Nie można blokować mienia.
Oleszczuk twierdzi, że akcja jest legalna, bo poprzedziło ją referendum wśród załogi. Związkowcy rozważają nawet blokadę lubelskiego Dworca Głównego.