Mój syn leży w DSK. Trafił na oddział chirurgiczny, gdzie panujące tam zasady nie mieszczą się w cywilizowanych standardach opieki.
Mężczyzna podkreśla, że jest jednym z wielu rodziców oburzonych tym, co się dzieje na oddziale. - Nie można się niczego dowiedzieć o stanie zdrowia dziecka - mówi. - W czasie wizyt lekarskich rodzice są wypraszani z oddziału. Rodzice zostający na noc, mogą spać tylko na krześle lub na podłodze. Oburzające jest też długotrwałe przetrzymywanie dzieci w szpitalu. I tłumaczy się to tym, że studenci muszą się na czymś uczyć.
O skargach rodziców na oddział chirurgii prasa pisała już kilkakrotnie. Prof. Jerzy Osemlak, kierownik kliniki, tłumaczył się wówczas tak: Jeżeli do kilku pacjentów leżących w sali przychodzi po dwoje rodziców, robi się tłok. Pielęgniarki i lekarze nie mogą pracować. W salach jest duszno. Matki wyjmują menażki i dokarmiają dzieci. Zdarza się, że nakarmią też sąsiada swojego dziecka, który akurat jest szykowany do operacji. Trzeba pilnować dzieci i rodziców.
Dziś profesor zapewnił, że wiele się od tamtego czasu zmieniło. I że rodzice mają nieograniczony dostęp do dzieci. Po odpowiedzi na pozostałe zarzuty, które nazwał bardzo poważnymi, odesłał nas do rzecznika prasowego szpitala. - Informacje o stanie zdrowia pacjenta i leczeniu są przekazywane na bieżąco - twierdzi Tomasz Zieliński, pełnomocnik ds. zarządzania informacją w DSK. - Wypraszanie rodziców z sali podczas wizyt lekarskich jest podyktowane koniecznością zachowania tajemnicy lekarskiej oraz poszanowaniem prawa pacjenta do intymności. Informacje są przekazywane rodzicom po wizycie.
Rzecznik zapewnia, że sytuacje odwlekania terminu operacji lub wypisu ze szpitala ze względu na zajęcia studentów nie mają miejsca. - A warunki lokalowe oddziału pozwalają jedynie na postawienie krzesła przy łóżku pacjenta - dodaje. - Fotele na korytarzu oraz hotel w szpitalu zapewniają bardziej komfortowe warunki.