Podejrzany o gwałt nęka telefonami skrzywdzoną dziewczynę. Sędziowie wypuścili go z aresztu, ale nie zakazali kontaktów ofiarą.
- Boję się wychodzić z domu, nie wiem, co zrobi - mówi przerażona dziewczyna. - Ciągle wydzwania, choć jasno powiedziałam, że nie chcę mieć z nim nic wspólnego.
Związek Michała L. z dziewczyną zakończył się w ubiegłym roku. Kobieta wychowuje ich dziecko. 13 lipca pojechała do jego domu. Jak twierdzi, po dowód osobisty, który wciąż przechowuje jej były chłopak. Wówczas miało dojść do gwałtu.
Dziewczyna najpierw poskarżyła się swemu narzeczonemu.
- Chciałem, żeby od razu poszła na policję, ale mówiła, że boi się jego zemsty - mówi chłopak, który następnego dnia pojechał pod dom Michała L. Doszło do awantury. Potem obydwaj spotkali się w komendzie policji. Michał L. skarżył się na napaść, a kobieta z narzeczonym zawiadomiła o gwałcie. Po przesłuchaniach prokuratura zdecydowała o zatrzymaniu Michała L.
- Postawiliśmy mu zarzut gwałtu, grożenia dziewczynie oraz przetrzymywania jej dowodu osobistego - mówi Mirosława Czuba, prokurator rejonowy w Lublinie.
Prokuratura wystąpiła do sadu o aresztowanie mężczyzny. I sąd taką decyzję wydał. Jednak po miesiącu areszt uchylił sąd okręgowy. Pozwolił Michałowi L. wyjść na wolność po wpłaceniu 10 tys. zł kaucji.
- Sąd nie zakwestionował uprawdopodobnienia tego, że doszło do zgwałcenia - mówi Barbara du Chateau, rzecznik SO w Lublinie. Sędziowie wzięli jednak pod uwagę m.in. to, że dziewczyna i podejrzany są skonfliktowani i kobieta sama poszła do jego domu.
Dlaczego mężczyźnie nie zakazano kontaktów z kobietą? - Mają dziecko i nie można podejrzanemu ograniczać kontaktów z nim - dodaje sędzia du Chateau.
O tym, że Michał L. wyszedł na wolność kobieta dowiedziała się z SMS-a, który dostała od niego. Potem zaczął do niej wydzwaniać i pytać o kontakt z dzieckiem.
Wcześniej się nim nie interesował - mówi kobieta. - Powiedziałam, że się go boję, ale wciąż wydzwania.
Ostatnio telefon odebrał chłopak dziewczyny. - Usłyszałem: "Człeniu, dostaniesz kosę” - mówi. - Zawiadomiłem policję, że mi groził.
Oboje zwrócili się do prokuratury, żeby wydała Michałowi L. zakaz kontaktowania się z nimi.
- Sprawdzamy okoliczności, które podali - mówi prokurator Czuba.