Były ordynator ze szpitala przy al. Kraśnickiej w Lublinie molestował i nękał podległe mu lekarki. Do takich wniosków doszli śledczy, badający sprawę Antoniego W. W piątek skierowali do sądu akt oskarżenia przeciwko lekarzowi.
Sprawą Antoniego W. zajmie się Sąd Rejonowy Lublin – Zachód. 59-latek usłyszał zarzuty dotyczące molestowania i nękania podległych mu lekarek. Z ustaleń prokuratury wynika, że gehenna kobiet trwała przynajmniej od marca 2012 roku.
– Antoni W. przez nadużycie stosunku zależności, zajmując stanowisko ordynatora a następnie kierownika oddziału gastroenterologii uporczywie nękał rezydentkę oddziału – mówi Beata Syk-Jankowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie. – Doprowadził też wskazaną lekarkę do poddania się innym czynnościom seksualnym. Wzbudził u niej uzasadnione poczucie zagrożenia oraz naruszył jej prywatność.
Sprawa dotyczy czterech lekarek. Z ustaleń śledczych wynika, że wszystkie były nękane. Wobec trzech kobiet Antoni W. miał się dopuszczać tzw. „innych czynności seksualnych”. Lekarz do niczego się nie przyznaje.
– Złożył wyjaśnienia, w których zaprzeczył jakoby miał nękać wskazane lekarki rezydentki, czy też doprowadzać je do poddania się czynnościom seksualnym – dodaje Syk-Jankowska. – Jak oświadczył, w istocie często wzywał je do swojego gabinetu, jednak czynił to wyłącznie w celach służbowych.
Jak wyglądały takie wizyty?
– Zamknął za mną drzwi gabinetu i zaczął gonić wokół stołu – wyznała nam jedna z poszkodowanych kobiet. – Śmiał się i chciał obmacywać, a ja płakałam i prosiłam żeby przestał.
– Mnie zaprosił kiedy byłam w zaawansowanej ciąży i posadził na głębokiej kanapie – dodaje kolejna rezydentka. – Natychmiast się przysiadł i zaczął mnie obmacywać. Wiedział, że jako ciężarna nie będę mogła szybko wstać i uciec.
Sprawa wyszła na jaw w lutym tego roku. Jedna z rezydentek opowiedziała dyrekcji szpitala o skandalicznych zachowaniach szefa. Trzy kolejne lekarki potwierdziły zarzuty. Antoni W. został natychmiast zwolniony z pracy.
Według prokuratury, relacje kobiet potwierdzili również lekarze, pracujący w szpitalu. Do molestowania miało bowiem dochodzić nie tylko na osobności.
– Wiedział, że wychodzę za mąż. Na zebraniu powiedział, że jest coś takiego, jak prawo do sprawdzenia czystości przedślubnej i on musi to u mnie sprawdzić. Mówił tak publicznie, przy mężczyznach – wspomina jedna z poszkodowanych przez ordynatora.
Antoni W. zamierza walczyć przed sądem pracy o powrót na stanowisko.