Za komentarz pod adresem internetowego sprzedawcy można trafić do sądu. Przekonała się o tym mieszkanka naszego regionu, która przegrała proces o zniesławienie.
Przeoczyła jednak wzmiankę w opisie aukcji, która wskazywała, że koszt przesyłki dotyczy tylko jednej sztuki towaru. Kobieta przez tydzień czekała na zamówienie. Wreszcie wysłała e-mail z prośba o zwrot pieniędzy. Zamiast tego dostała przesyłkę, ale tylko z jednym wyświetlaczem. Zdenerwowała się i wystawiła sprzedającej negatywny komentarz. Dała przy tym upust swojej wściekłości.
- Ludzie omijajcie tego PALANTA z daleka!!! To ZŁODZIEJ, HiIPOKRYTA, POWOLNY jak ŻÓŁW!!! (…). Zero zwrotu pieniędzy (nadpłaty) OSZUST!!! Mam nadzieję, że się udławi tymi pieniędzmi i przestanie oszukiwać - napisała w komentarzu (pisownia oryginalna).
W reakcji na odpowiedź sprzedającej dodała jeszcze: - Pan kradnie i oszukuje, a ja nie.
Już po pierwszym negatywnym komentarzu kobieta dostała blisko 10 zł zwrotu. Na tym jednak sprawa się nie zakończyła. Sprzedająca pozwała panią Klaudię, zarzucając jej naruszenie dóbr osobistych. Kobieta miała też podważyć jej wiarygodność.
- Niezależnie od okoliczności transakcji, w żaden sposób nie upoważniały one do zamieszczenia komentarza zawierającego sformułowania obraźliwe i zniesławiające. Nie może też stanowić usprawiedliwienia to, że inni kupujący używali podobnych określeń - uzasadniał sędzia Andrzej Mikołajewski. -Takie zachowanie było bezprawne i naruszało dobro osobiste.
Sąd uznał, że 300 zł to w tej sprawie adekwatne zadośćuczynienie. Postanowił również, że obie panie podzielą się kosztami postępowania. Klientka będzie musiała zapłacić kilkadziesiąt złotych.