Przewoźnicy z dworca przy Ruskiej nie będą musieli przez miesiąc płacić nowemu dzierżawcy. Stary, który nie chce oddać miastu ziemi, zawarł z nimi roczne umowy.
Miejski teren fundacja dzierżawiła przez lata, ale dzierżawa wygasła z końcem października, a Ratusz postanowił jej nie przedłużać i powierzył grunt Miejskiej Korporacji Komunikacyjnej, spółce-córce MPK Lublin. Fundacja oddała teren przy Ruskiej, ale nie cały. Dworca oddać nie chce.
Umowy z fundacją mogą nie wystarczyć do utrzymania w mocy zezwoleń na kursy.
W poniedziałek MKK zadeklarowała, że pomoże przewoźnikom wyplątać się z umowy z LFOZ. – Przez pierwszy miesiąc nie będziemy pobierać od nich opłat – zapewnia Janusz Wilk, prezes MKK. – Jeśli później przewoźnicy będą chcieli płacić fundacji, to ich sprawa.
LFOZ uzależnia zwrot dworca od zapłaty przez miasto 360 tys. zł, które – jak twierdzi – zainwestowała w urządzenie terenu. Miasto odpowiada: żądania są niesłuszne, jeśli fundacja uważa inaczej, może iść do sądu, ale i tak do końca miesiąca musi oddać grunt.
Co więcej, przewoźnicy mają podejrzenia, że to nie fundacja, ale oni sami sfinansowali dworzec. W umowach podpisywanych przez LFOZ z właścicielami busów, w 1998 r., gdy dworzec powstawał, znalazł się zapis, że stowarzyszenie przekaże darowiznę na urządzenie terenu. A "osoby niebędące darczyńcami” musiały wpłacić jednorazowo 4500 zł. – Nie wiemy, czy te pieniądze zostały przeznaczone na ten konkretny plac – dodaje Młyniec.