Rozmowa z Pawłem Hajnclem, artystą z Łodzi.
– W większych miastach przestrzeń publiczna jest nagminnie zawłaszczana przez miejscowych polityków lub przez Kościół. Ja nie czuję się dobrze w państwie, w którym siedząc na ławce jestem indoktrynowany i zmuszany do refleksji martyrologicznej.
• Co pana indoktrynuje na ulicy?
– Postawienie pomnika na pl. Litewskim. Od razu nasuwa mi się kontekst, bo jaki zamiar Piłsudski miał wobec Litwy? Nie wiem, czy mam się cieszyć z tego, że mieliśmy aspiracje mocarstwowe. Dla mnie to powód do wstydu.
• Jest też wielu ludzi, dla których Piłsudski jest ważny.
– Niestety pomnik stoi w przestrzeni publicznej i jakby nie zmuszał do patrzenia na niego, to by go prawdopodobnie nie było. Taka rola pomnika – zaanektować miejsce i roztaczać swoją aurę. Dlaczego nie ma tu Kościuszki, albo woja spod Grunwaldu? Mnie gorszy promowanie marszałka, który miał zapędy mocarstwowe i z tego powodu ja też czuję się niesmacznie. Rzeźba też nie jest najwyższych lotów. Nie wiem, czy coś da licytacja, ilu jest obrażonych, a ilu moja akcja się podoba. Ja bym na pewno zebrał sporo tych, którym się podoba.