Lubelski oddział toksykologii opuściło właśnie dwóch pacjentów, którym podano pigułkę gwałtu. To kobieta i mężczyzna. Po podaniu leku nie zostali zgwałceni, ale okradzeni.
Jak ustaliliśmy, poszkodowani byli gośćmi lubelskiego pubu. W pewnym momencie stracili świadomość. Po obudzeniu się mężczyzna zorientował się, że nie ma przy sobie pieniędzy, dokumentów i telefonu komórkowego. Podobnie kobieta – zginął jej aparat fotograficzny i portfel. Oboje nie mają pojęcia, jak to się stało, niczego nie pamiętają. Trafili do szpitala. Lekarze poinformowali o sprawie prokuraturę.
– Pacjenci nie byli w wielu młodzieńczym – zdradza jedynie dr Lewandowska-Stanek. I podkreśla: Podobne przypadki zdarzają się w różnych grupach wiekowych.
Pani ordynator wyjaśnia, że tzw. pigułka gwałtu jest lekiem używanym do znieczulania, powoduje utratę świadomości.
– Na oddział toksykologii przyjmujemy osoby, które znaleziono nieprzytomne. Zdajemy sobie jednak sprawę, że wiele podobnych przypadków pozostaje nie wykrytych. Pacjenci nie zgłaszają się do szpitala i nie powiadamiają policji. Zwykle sami próbują przypomnieć sobie, co się wydarzyło – zaznacza lekarka.
W takich przypadkach sprawca jest bezkarny.
– By rozpocząć śledztwo w sprawie zgwałcenia, osoba pokrzywdzona musi złożyć zawiadomienie o przestępstwie i podpisać wniosek o ściganie sprawcy – wyjaśnia Renata Laszczka-Rusek z lubelskiej policji.
W ostatnim półroczu w Lublinie doszło w sumie do 37 zgwałceń. Policja twierdzi, że w żadnym z tych przypadków nie użyto "pigułki gwałtu”.