Ważną dla miasta drogę otworzył wczoraj prezydent Lublina, Andrzej Pruszkowski. To była duża uroczystość. - Raczej kampania wyborcza - komentowali mieszkańcy.
- Inwestycja była w planach od 34 lat - mówi Korczewski. Droga kosztowała 3,5 mln euro, z czego Unia Europejska dała 2,1 mln euro. Miała powstać do końca listopada. Robotnicy byli szybsi i trafili na kampanię wyborczą.
- Nie jestem upoważniona do udzielania informacji - ucina Szatkowska, kierując nas do prezydenckiego rzecznika. A ten zapewnia, że za piknik nie płaci miasto, ale dwaj wykonawcy drogi. - Nie wiem, kto zgłosił ten pomysł - stwierdza Tomasz Rakowski. - Uznaliśmy, że jest dobry.
Prezydenta nie odstępował na krok kamerzysta, którym dyrygował szef prezydenckiej kancelarii, Dariusz Dumkiewicz. Ale nam Dumkiewicz mówił, że nie wie, kto kamerzystę wynajął. Drogą przedefilowały wynajęte zabytkowe ciężarówki Lublin i auta marki Lubo, nowy produkt lubelskiej fabryki. - Dzisiaj łączymy nie tylko dwie dzielnice, ale dwie tradycje - mówi rozpromieniona Szatkowska. Chwilę później urzędniczka prowadziła festyn. - Jestem po godzinach! I mogę robić, co mi się podoba - wykrzyczała zirytowana pytaniem.
Goście pikniku nie mieli wątpliwości. - Oczywiście, że to kampania wyborcza. Ale nieudana - komentuje Monika Kusiak, mieszkanka os. Przyjaźni. - Na rodzinnym pikniku powinno być więcej atrakcji dla dzieci, nie tylko wata cukrowa i samochodziki. A droga? Bardzo się przyda.