Sprawa zaginięcia służbowej broni prokuratora apelacyjnego w Lublinie Roberta Bednarczyka została zamknięta. Wrocławska prokuratura uznała, że doszło do kradzieży, ale kto ukradł, ustalić się nie da.
Najważniejszy prokurator na Lubelszczyźnie w połowie lutego br. stracił pistolet, który służył mu do osobistej ochrony. Był już wówczas szefem lubelskiej Prokuratury Apelacyjnej. Utrzymuje, że pistolet zniknął z metalowej szafy w jego gabinecie.
– To był pierwszy dzień, kiedy z niej korzystałem – tłumaczył nam prokurator Bednarczyk, gdy po raz pierwszy pisaliśmy o zdarzeniu. – Rano zostawiłem w szafie broń, szelki, zapasowy magazynek. Pracowałem do późna. W domu zorientowałem się, że nie mam broni. Wróciłem do pracy, żeby się upewnić, że jest w szafie. Nie było. Zginęły też szelki i magazynek.
Przez kilka tygodni zaginięcie broni było utrzymywane w głębokiej tajemnicy. Wyszło na jaw dopiero w połowie marca. Prokuratorzy z Wrocławia przyjeżdżali do Lublina, by przesłuchać pracowników tutejszej prokuratury. Nikt nie wiedział, co się stało z pistoletem szefa. (er)