Rozmowa z Ireną Szafrańską, przedsiębiorcą, autorką bloga gospodarczego dla Strefy Biznesu Dziennika Wschodniego
- To znaczy, że naszą gospodarkę postrzegam przez pryzmat zasobności swojego portfela i zawartości spiżarni. Jeśli dzisiaj stać mnie na łososia, to tylko dlatego, że kupiłam go w promocji. Jeśli jutro na taką promocję nie trafię, tu kupię makrelę. I to jest najbliższe każdemu człowiekowi postrzeganie gospodarki. Nie ma oderwania doktryny od rzeczywistości.
• Ostatni pani wpis "O zawartości cukru w cukrze” znacznie szerzej traktuje problem naszej gospodarki.
- Szerzej, bo na poziomie Unii Europejskiej, która ograniczyła nam produkcję cukru. Na Lubelszczyźnie odbiło się to szczególnie mocno, jedna cukrownia po drugiej były zamykane. A ostatnio czytam, że Polska importuje cukier! Zagotowało się we mnie.
• To już nie jest poziom garnka.
- Ależ jest! Codziennie robię zakupy i patrzę, jak ludzie całymi zgrzewkami wykupują cukier ze sklepów. Szukają okazji, bo rozstrzał cen jest ogromny: od 2,50 do dużo ponad 3 zł za kg. Taki szał na cukier pamiętam z czasów, kiedy był kartki. A nasza cukrownia w Lublinie właśnie jest rozbierana. Ludzie stracili pracę, my porządny zakład. To kolejny absurd, za który płacimy.
• O lokalnej gospodarce też przeczytamy na pani blogu?
- Zdecydowanie tak. Znam lubelskich przedsiębiorców, każdego dnia obserwuję, jak kryzys daje im się we znaki. Będę pisać, jak to ich zmaganie się z kryzysem wygląda "od kuchni”. Więc tak, czy inaczej, to zawsze będzie poziom garnka.