Z Lublina do Dęblina wyjechało wczoraj rano zaledwie pięcioro pasażerów, w tym dwóch kolejarzy. Ten kurs przyniósł co najmniej 900 złotych straty.
W sumie skład przewiózł zaledwie 31 pasażerów, w tym sześciu kolejarzy, którzy zamiast pokazywania biletu, uścisnęli dłoń kierownikowi pociągu.
Wysłanie tego składu w trasę kosztowało kolej ponad 1300 złotych. Nawet, gdyby wszyscy pasażerowie kupili normalne bilety, kolej miałaby tylko 403 zł przychodu. Czy warto wysyłać w tę trasę tak duży skład? - Mniejszych już nie mamy - rozkłada ręce Lech Ogórkiewicz, dyrektor Lubelskiego Zakładu Przewozów Regionalnych.
Rozwiązaniem mogłyby być tańsze w eksploatacji autobusy szynowe. Ale kolejarze twierdzą, że to niewielkie oszczędności. - Wysłanie w trasę z Lublina do Dęblina pociągu elektrycznego kosztuje 1373 złote. Koszt obsługi tej trasy przez autobus szynowy jest mniejszy o niespełna 200 złotych - tłumaczy dyr. Ogórkiewicz. Jeszcze w ubiegłym roku szynobusy przynosiły większe oszczędności. Ale PKL, spółka zarządzająca torami, podniosła opłaty za udostępnienie linii kolejowych autobusom szynowym.
Nieopłacalnych kursów jest znacznie więcej. Stosunkowo mało pasażerów zabiera większość podmiejskich pociągów osobowych wyjeżdżających z Lublina wcześnie rano. Słaba frekwencja jest też w składach rozpoczynających jazdę w południe, gdy ludzie nie jadą do pracy.
W tym roku lubelska kolej nie dostanie ani jednego nowego szynobusu. Teraz ma zaledwie pięć takich wozów. A do tego są one bardzo zawodne. Jeden z nich jest zepsuty już od dwóch miesięcy. Kolejne dwie maszyny zjechały do warsztatu przedwczoraj.