We wtorek rozpocznie się proces odwoławczy Mariana Kowalskiego. Lider lubelskich narodowców i były ochroniarz w klubie Graffiti miał pobić jednego z gości lokalu. W pierwszym procesie został uniewinniony.
Z grudniowym rozstrzygnięciem Sądu Rejonowego Lublin-Zachód nie zgodził się jednak oskarżyciel i złożył apelację. Sprawa wraca więc na wokandę. Były kandydat na Prezydenta RP miał pobić Andrzeja N., który we wrześniu 2014 r. bawił się na koncercie w klubie Graffiti. Marian Kowalski kierował w tym czasie ochroną klubu. Andrzej N. twierdził, że Kowalski bił go w twarz i wypchnął z lokalu, po czym zrzucił ze schodów.
Ranny mężczyzna trafił do szpitala przy ul. Grenadierów, ale tamtejszy lekarz nie dopatrzył się złamań. Po kilku godzinach, Andrzej N. pojechał do lecznicy przy ul. Jaczewskiego. Tam badanie wykazało już, że mężczyzna ma złamany nos. Mężczyzna domagał się później od Graffiti wypłaty odszkodowania, ale pieniędzy nie dostał.
Sprawą zajęła się prokuratura. Śledczy oskarżyli Mariana Kowalskiego o pobicie. Domagali się skazania go na 4 miesiące więzienia w zawieszeniu na dwa lata oraz grzywnę. Chcieli również, by oskarżony wpłacił tysiąc złotych nawiązki na rzecz pokrzywdzonego mężczyzny. Kowalski nie przyznawał się do winy. Twierdził, że został wskazany przez Andrzeja N. tylko ze względu na swoją rozpoznawalność.
Sąd uniewinnił Kowalskiego, bo nie znalazł bezpośrednich dowodów na to, że to on zaatakował Andrzeja N. – Mogły to zrobić inne osoby. Zeznania pokrzywdzonych są niespójne i przeczą relacjom innych świadków – wyjaśniła w uzasadnieniu wyroku sędzia Agnieszka Kołodziej.
Wskazała przy tym na błędy popełnione w śledztwie. Monitoring w klubie nie działał, ale policjanci nie zadbali o zabezpieczenie nagrania z zewnętrznej kamery należącej do MPWiK. Nie wiadomo więc, co dokładnie działo się przed wejściem do Graffiti. Tuż po zdarzeniu nie zorganizowano też okazania, podczas którego Andrzej N. mógłby rozpoznać napastnika. Sprawą Kowalskiego zajmie się dzisiaj Sąd Okręgowy w Lublinie.