Pochodząca z Lublina 32-letnia Sylwia Stachyra wygrała siódmą edycję kulinarnego programu Top Chef w Polsacie. Inspirowała się smakami naszego regionu. Za 100 tysięcy złotych z nagrody chce otworzyć własną szkołę gotowania
– Każda konkurencja, z którą musiałam się zmierzyć w programie była inna i na swój sposób trudna. Pod presją czasu pracuje się zupełnie inaczej, działał też element zaskoczenia, bo nie wiedzieliśmy wcześniej, co będziemy musieli przygotować – opowiada Sylwia Stachyra. – Zawsze byłam jednak wierna swojemu pomysłowi na promowanie kuchni regionu, z którego pochodzę. Tak naprawdę każde danie, które przygotowałam w programie, a także każde z finałowego menu degustacyjnego, było inspirowane smakami Lubelszczyzny – dodaje.
I to był świetny wybór. Dania Sylwii zachwyciły jurorów Top Chefa i doprowadziły ją do finału, a potem do zwycięstwa. – Wygrała kobieta, ale wygrał największy szef. Nie kierowaliśmy się płcią, tylko tym, jakie były talerze, jak były skomponowane dania. Decydował przede wszystkim smak – powiedziała jurorka Ewa Wachowicz.
– Dzisiaj wygrywa osoba z charakterem, dziewczyna, która nie da sobie w kaszę dmuchać. Jej dania na pewno wyróżniały się spośród dań pozostałych uczestników – dodał Robert Sowa, który również oceniał uczestników programu.
Za 100 tysięcy złotych, które wygrała w programie, Sylwia Stachyra chce otworzyć własną szkołę gotowania. – Uwielbiam gotowanie, ale mam też ogromną potrzebę dzielenia się swoją wiedzą i umiejętnościami z tymi, którzy szkolą się w tym zawodzie – mówi zwyciężczyni.
Sylwia od dziecka uwielbiała gotować. Rodzice widzieli ją jednak w innym zawodzie. Skończyła liceum, potem studia prawnicze na KUL. Gotowanie było jej pasją, ale na początku robiła to hobbystycznie. Jeszcze w czasie studiów kilka razy wyjeżdżała do pracy w Wielkiej Brytanii. Mimo że w Polsce uzyskała tytuł magistra prawa, postawiła na gastronomię.
Pracowała w kilku restauracjach w Wielkiej Brytanii, między innymi w Cafe Shore, jednej z najlepszych z owocami morza. Uzyskała też najwyższy kucharski stopień NVQ3, a w końcu otworzyła własną restaurację w Bournemouth.
Na tym jednak nie poprzestała. Koleżanka namówiła ją do wzięcia posady prywatnego kucharza na luksusowych jachtach.
– To było niesamowite doświadczenie. Miałam okazję gotować dla arystokracji, milionerów, znanych osób i jednocześnie bywać w przepięknych miejscach. Ponadto, co ciekawe, odkryłam pasję do żeglowania – opowiada Sylwia. – Po kilku rejsach właścicielka jednego z jachtów zaproponowała mi pracę w swojej rezydencji w Londynie. Przyjęłam ją, ale zastrzegłam, że jeśli będę miała możliwość pracy z Gordonem Ramsayem (szkockim kucharzem, restauratorem, autorem książek kucharskich – dop. red.), to na pewno się na nią zdecyduję.
I tak się stało. Niedługo później dostała odpowiedź z londyńskiej restauracji „Savoy Grill”. – Możliwość pracy pod okiem samego Gordona Ramsaya była jednym z moich największych zawodowych marzeń i jednocześnie prawdziwą szkołą życia – zaznacza. – Pracowałam po kilkanaście godzin na dobę pięć dni w tygodniu. To było zawrotne tempo. Po tygodniu byłam już odpowiedzialna za konkretną sekcję i nadzorowałam pracę kilku osób. Dało mi to ogromną satysfakcję i potwierdziło, że zajmuję się rzeczywiście tym, czym powinnam, w czym jestem dobra – dodaje.
W ubiegłym roku postanowiła wrócić do Polski. Pracuje w Warszawie jako konsultant w restauracjach, pomaga układać menu, a także szkolić kucharzy.