Szczur wszedł do jednego z mieszkań na lubelskim Czechowie i pogryzł lokatora w nogi. Potem przyszły kolejne. Sąsiedzi z wyższego piętra już na stałe trzymają pod umywalką pułapkę na gryzonie. Budynkowi przygląda się już sanepid
Strach nawet do łazienki wejść – mówi pan Janek, jeden z lokatorów bloku przy Koncertowej 19.
To niewyróżniający się niczym budynek: 205 mieszkań w 20 klatkach wijących się wokół dziedzińca z placem zabaw. Nieprzeciętny jest natomiast kłopot ze szczurami.
Boleśnie przekonał się o tym sąsiad mieszkający pod panem Jankiem. Kilka dni temu został zaatakowany w mieszkaniu przez agresywnego gryzonia, który pogryzł go w nogi. Wezwał Straż Miejską, która schwytała szczura. Starszy pan trafił do szpitala ze względu na ryzyko zakażenia tężcem lub wścieklizną.
Wojowniczy szczur został przekazany do lecznicy.
– Musi być poddany obserwacji w kierunku wścieklizny. Taka obserwacja trwa minimum 15 dni – mówi nam Ryszard Iwanicki, właściciel Lubelskiego Centrum Małych Zwierząt. W lecznicy okazało się, że szczur jest… ciężarną samicą, która w poniedziałek wydała na świat sześcioro młodych.
Zaatakowany mężczyzna nie zdążył dobrze ochłonąć, gdy wczoraj znowu odwiedziły go szczury. Także tym razem poprosił o pomoc strażników, którzy schwytali i odesłali do lecznicy kolejnego gryzonia na obserwację.
Przy okazji mundurowi rozejrzeli się po mieszkaniu. – Odkryliśmy przegryzioną ścianę i nadgryzione drzwi – mówi Robert Gogola, rzecznik Straży Miejskiej. Zastrzega, że sam lokal nie był zaniedbany.
– Straszny jest wysyp szczurów w tym bloku – mówi sąsiad pogryzionego mężczyzny. On sam ma w łazience pułapkę na gryzonie, którą zastawił pod umywalką. Obok niej szczury zrobiły dziurę w ścianie. Dziura jest już zamurowana, ale zwierzęta prawdopodobnie znalazły inne wejścia. – Mamy psa, on je wyczuwa – mówi pani Wiktoria, jedna z lokatorek.
Wizyty szczurów, choć zwykle nie kończą się pogryzieniem, nie są dla lokatorów miłe.
– Byłem u lekarza z prywatną wizytą, zapłaciłem za nią 120 zł, do tego 50 zł za przepisaną maść. Potem byłem 170 zł w plecy, bo szczur pogryzł mi tę maść – opowiada pan Jan.
– Raz szczur wszedł do szuflady, porozgryzał tampony, powyciągał watę, zaczął wić gniazdo – dodaje pani Wiktoria.
Lokatorzy skarżą się, że telefony do spółdzielni mieszkaniowej nic nie dają.
Do spółdzielni „Rudnik” dzwoniliśmy również my. Sekretarka wyjaśniła nam, że zarząd jest zajęty, ma odbiór nowego budynku, dlatego prosi o zostawienie numeru. Zostawiliśmy, ale nikt się nie odezwał. Na telefon nie czekaliśmy bezczynnie, spróbowaliśmy się znów dodzwonić, ale bezskutecznie.
Już w poniedziałek w bloku przy Koncertowej byli z kontrolą inspektorzy sanepidu.
– Sprawdziliśmy części wspólne i dokumentację spółdzielni dotyczącą deratyzacji – mówi Tomasz Lis z Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Lublinie. Po wczorajszym incydencie odbyła się tu kolejna kontrola, tym razem także w mieszkaniach. – Problem dotyczy głównie dwóch lokali.
– Zarówno to ostatnie pogryzienie, jak i wcześniejszy incydent, który miał miejsce w Boże Ciało, daje nam prawo sądzić, że deratyzacja jest tu prowadzona w sposób nieskuteczny – stwierdza Lis.
Wczoraj na elewacji budynku było wiele kartek z informacją o odszczurzaniu przeprowadzonym w poniedziałek. –Wydamy decyzję nakazującą przeprowadzenie skutecznej deratyzacji, będzie też nałożony mandat karny za nieprawidłowości. Na pewno będziemy tu prowadzić kontrole sprawdzające – zapewnia Lis.