Losy syjamskich sióstr ze Stalowej Woli śledziła z zapartym tchem cała Polska. Wczoraj w Lublinie spotkały się ze swoim dobroczyńcą
Dziś po dramatycznych wydarzeniach sprzed ośmiu lat nie został ślad. - Dziewczynki są zdrowe, nic im nie dolega, do lekarzy nie chodzimy w ogóle - Krystyna Paleń, mama sióstr, z radością powitała lubelskich dziennikarzy. Bo, jak dodała, Lublin zawsze będzie w jej sercu. - Dzięki Lublinowi mam to, co mam - popatrzyła z dumą na dwie, jak kropla wody podobne do siebie siostry.
Wiktoria i Weronika różniły się jedynie kolorem spinek w długich włosach. Nie peszył ich błysk aparatów fotograficznych, bo do zainteresowania mediów już się przyzwyczaiły. - Ja lubię tu przyjeżdżać - odparła śmiało jedna. - Ja też - dodała druga.
Bliźniaczki opowiedziały, że chodzą do drugiej klasy, lubią język polski, dobrze się uczą i trochę żałują, bo przez wyjazd do Lublina nie poszły wczoraj na pierwsze zajęcia na basenie. A potem spotkały się z lekarzem, któremu zawdzięczają życie. To prof. Luis Keith, dyrektor Centrum Badań nad Ciążą Mnogą w Chicago, uważany za ambasadora polskiej medycyny perinatalnej (zajmującej się płodem i matką) w USA. Dzięki jego osobistemu zaangażowaniu i pomocy doszło osiem lat temu do udanego rozdzielania.
Wiktoria i Weronika podarowały profesorowi swoje zdjęcie oprawione w ramki. A mama podziękowała za wszystko. Całą czwórką ustawili się do pamiątkowych fotografii, które robił mężczyzna dziwnie do profesora podobny. Zagadka szybko się wyjaśniła. To był jego brat bliźniak, Donald, który towarzyszył mu w podróży.