Od wczoraj jest już pewne, że lotnisko dla Lublina i regionu budowane będzie w Niedźwiadzie. Jeśli spółka zdobędzie 400 mln zł na ten cel, pierwszy samolot ma szansę wystartować za 5 lat. A na płytę lotniska będziemy podjeżdżać autobusem szynowym.
Spółkę „Międzynarodowy Port Lotniczy Lublin-Niedźwiada” tworzą 22 gminy, 3 powiaty oraz samorząd województwa lubelskiego. 20 grudnia ma zostać podpisany akt notarialny o powołaniu spółki, po czym można będzie ogłosić emisję akcji, by zdobyć fundusze. Bo cała rzecz może się rozbić o pieniądze. Wstępny koszt budowy szacuje się na aż 400 mln zł. Wiadomo że takich pieniędzy na pewno nie wyłożą samorządy biorące udział w spółce. Także zainteresowane lotniskiem firmy, wśród których wymienia się m.in. przedsiębiorstwo z Izraela, firmę Mitex oraz Group 4 Falck, deklarują znacznie mniejsze kwoty.
Zdobycie 400 mln zł będzie rzeczą niełatwą. Jednym z głównych źródeł może być unijny fundusz spójności przeznaczony na „poprawę infrastruktury komunikacyjnej na obszarach o opóźnionym rozwoju” (Lubelszczyzna jest najbiedniejszym regionem w nowej Unii Europejskiej). Gdyby udało się dostać te pieniądze, to inwestycja – łącznie z wykupem ziemi i budową pasa startowego – byłaby gotowa po 5–6 latach.
Innym problemem może być dojazd do lotniska. Na razie droga między Lublinem a Niedźwiadą przypomina tor przeszkód. – Mamy inny pomysł na transport, zarówno pasażerów, jak i ładunków – mówi Marian Starownik, starosta lubartowski. – Otóż niemal z terenu planowanego lotniska biegnie do Lublina niewykorzystywany dziś tor kolejowy, po którym jeździły kiedyś pociągi do Łukowa. Autobusem szynowym, a takie mamy w dyspozycji, trasę liczącą 32 km można pokonać w 15 minut.
Samorządowcy są pełni zapału. Twierdzą, że w miejscu, gdzie są teraz pola, powstanie lotnisko przyjmujące 250–300 tys. pasażerów rocznie, przez które będą przechodzić setki ton ładunków.
– Przypomnę przykład giełdy rolnej w Elizówce, która też rodziła się w podobnych bólach. Nie zmarnujmy okazji! – apeluje Starownik.