Po Nowym Roku uczestnik najmniejszej kolizji będzie musiał bezzwłocznie wezwać policję. W przeciwnym razie nie dostanie odszkodowania. Oczekiwanie na radiowóz może potrwać wiele godzin.
- Przy każdej stłuczce policjant spędza średnio od pół godziny do godziny - mówi sierż. sztab. Tomasz Jachowicz z lubelskiej drogówki. - Tyle trwają oględziny i wypisywanie dokumentów. Jeżeli okaże się, że firmy ubezpieczeniowe będą wymagać obecności policji przy każdej kolizji, to nie ukrywam, że będziemy mieli dużo roboty. Na radiowóz trzeba będzie wtedy czekać nawet kilka godzin.
Teraz, według informacji policji, uczestnicy co czwartej kolizji nie wzywają radiowozu. Dogadują się między sobą, spisując oświadczenia. Jednak nie zawsze to wystarcza firmie ubezpieczeniowej.
- Sprawca stłuczki często składa oświadczenie, przyznając się, że spowodował kolizję - mówi Andrzej Zawadzki z lubelskiego biura brokerów. - Równie często się później z tego wycofuje. To komplikuje sprawę. Poszkodowani muszą dochodzić swoich racji w sądzie, co z reguły długo trwa.
Większość firm ubezpieczeniowych wymaga już teraz od swoich klientów obecności policji na miejscu zdarzenia. - Oświadczenie policjanta jest dowodem w postępowaniu dotyczącym wypłaty odszkodowania - mówi A. Zawadzki. - Wiele osób już woli wezwać radiowóz przy błahych stłuczkach, aniżeli potem miesiącami ciągać się po sądach.
Policjanci niechętnie chcą dyskutować o nowej ustawie. - Skoro ma wejść w życie, to nie pozostaje nam nic innego jak jej sprostać - mówi sierż. Klaudiusz Kryczka z Komendy Głównej Policji. - Nie jesteśmy od dyskutowania. Zaangażowanie drogówki w obsługę wszystkich kolizji może spowodować, że policjanci nie będą mieli czasu na inną pracę, chociażby na kontrole drogowe.
- Do takiej sytuacji z pewnością nie dojdzie - przekonuje T. Jachowicz. - Nie będziemy wszystkich policjantów angażować w obsługę stłuczek. Kierowcy będą po prostu musieli poczekać.