Policjanci nie naruszyli immunitetu poselskiego Zofii Grabczan, parlamentarzystki z Samoobrony w Sejmie poprzedniej kadencji
Przypomnijmy, że wszystko zaczęło się od ustnej umowy zawartej pomiędzy Grabczan a jej przyjaciółką. Anna Ł. wzięła samochód na raty. Ale autem jeździła posłanka, która miała też pilnować spłaty rat. Z czasem przestała się z tego wywiązywać. Bank zażądał zwrotu samochodu od Anny Ł. Kobieta postanowiła odzyskać matiza od Grabczan. Mieli jej w tym pomóc policjanci z Radzynia Podlaskiego, którzy weszli na posesję posłanki. Wycofali się, gdy zorientowali się, że mają do czynienia z osobą chronioną immunitetem. W końcu Anna Ł. wykorzystała, że Grabczan przyjechała do córki w Lublinie. Na zlecenie Anny Ł. laweta zabrała auto na strzeżony parking.
Grabczan, jeszcze jako posłanka, oskarżyła w prokuraturze kobietę o wyłudzenie samochodu, a policjantów o przekroczenie uprawnień i naruszenie jej immunitetu.
- Policjanci wykonywali swoje obowiązki - mówi Beata Syk-Jankowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie. - Tylko rozmawiali z ówczesną posłanką, chcieli ustalić jej tożsamość i sprawdzić, kto widnieje w dowodzie rejestracyjnym samochodu.
Prokuratura nie doszukała się też oszustwa w postępowaniu Anny Ł. Jeszcze nie wiadomo, czy była posłanka Samoobrony odwoła się od decyzji o umorzeniu śledztwa.
(er)