Alarmujące wyniki kontroli sanepidu w lubelskich szkołach. W jednej panoszy się wszawica, w innej świerzb. Obydwie choroby biorą się z brudu i są zakaźne. To jeszcze nie epidemia, ale już trzeba bić na alarm.
Epidemiologicznej w Lublinie. - Zarówno w miastach, jak i na wsi. W większości chorują dzieci w wieku szkolnym oraz przedszkolnym.
Renata Gawron, kierownik oddziału higieny dzieci i młodzieży z WSSE dodaje, że to dzięki czujności rodziców inspektorzy sanitarni wpadli na trop zagrożeń. Jednak niektórzy rodzice nie przyjmują do wiadomości,
że syn lub córka roznosi chorobę zakaźną. I do lekarza nie idą. - Wtedy wydajemy decyzję o zakazie chodzenia takiego dziecka do szkoły - dodaje Gawron. - W tym roku było ich kilka.
Przez kilka dni na lekcje nie mogła przychodzić uczennica jednej ze szkół podstawowych w dużym osiedlu w Lublinie. Wszami zaraziła koleżanki. W szkole wprowadzono powszechną mobilizację. Zwołano zebrania rodziców wszystkich klas. Pościągano dywany, oddając je do odkażania. Dziewczynka, która przyniosła wszy, jest pod dozorem pielęgniarki szkolnej. - Mimo że higienistki nie mają już w swoich obowiązkach sprawdzania uczniowskich głów - mówi dyrektor.
- Nie robimy przeglądów całej klasy tak, jak kiedyś - potwierdza pielęgniarka z NZOZ „Termed", mającego gabinety szkolne w Lublinie. - Chodzi o to, by nie urazić godności dziecka. Na wyraźną prośbę wychowawcy, możemy przejrzeć włosy dziecka, ale nie przy innych uczniach.
Jak zauważa dr Bogusław Wach, kierownik przychodni Skórno-Wenerologicznej w Lublinie, wszy i świerzb to nie tylko problem rodzin patologicznych. - Zdarza się nawet w najlepszych domach - dodaje. - Przyszła ostatnio do mnie pani doktor. Mówi, że ją głowa swędzi. Myślała, że to alergia. A to wszy były. Jest recepta na wszy i świerzb. Czystość.