Byli szefowie lubelskiej Prokuratury Okręgowej i Apelacyjnej będą musieli się wytłumaczyć, dlaczego nie wystąpili o obniżenie poborów Maciejowi S., prokuratorowi podejrzanemu o branie łapówek. Objęcie ich postępowaniem służbowym zapowiedział wczoraj Robert Bednarczyk, prokurator apelacyjny w Lublinie.
Bednarczyk przyznał, że o tym, iż Maciej S. pobiera całe wynagrodzenie, dowiedział się kilka dni temu, kiedy zaczęliśmy badać sprawę. Pisaliśmy o niej wczoraj. Maciej S., prokurator zatrudniony w Lubartowie, został zawieszony na początku 2001 roku. Przez kilka miesięcy pobierał połowę pensji. Ale potem z przyczyn formalnych zawieszenie się skończyło. W połowie 2001 roku prokurator krajowy ponownie zawiesił Macieja S. Jego zwierzchnicy powinni wtedy wystąpić do sądu dyscyplinarnego o ponowne obniżenie mu poborów. Zrobili to dopiero w połowie ubiegłego roku. Ale ich wniosek nie został jeszcze rozpoznany.
Skutek jest taki, że Maciej S., choć nie przychodzi do pracy, co miesiąc bierze na rękę około czterech tysięcy złotych. I nie ma już żadnych możliwości prawnych, żeby nakazać mu zwrócenie choćby części tych pieniędzy. Przed rokiem został skazany przez Sąd Rejonowy w Lublinie za wzięcie łapówki na dwa lata więzienia. Za tysiąc złotych skopiował i ukradkiem wyniósł z prokuratury akta śledztwa dotyczącego napadu w Trzcińcu pod Lubartowem. Dokumenty trafiły do Adama K., adwokata jednego z napastników. Dzięki temu mecenas opracował instrukcję, jak ma zeznawać kluczowy świadek.
Maciej S. odwołał się od wyroku, ale sprawa dopiero teraz trafiła do sądu drugiej instancji.
W miejscu utknęło też postępowanie dyscyplinarne. Od pięciu lat nie zostało wyznaczone żadne posiedzenie w sądzie dyscyplinarnym, który działa przy Prokuraturze Krajowej. Jej rzecznik, Robert Bińczak, ma nam dzisiaj odpowiedzieć, dlaczego sprawa Macieja S. nie doczekała się finału. (er)