Pożar wybuchł tuż po godzinie 12 w sobotę. Paliło się mieszkanie na parterze bloku przy ul. Droga Męczenników Majdanka 36 w Lublinie. W pożarze zginęła 55-letnia kobieta. Lokatorzy mieszkania na pierwszym piętrze musieli skakać z okna.
Trafiły na obserwację do szpitala razem z jeszcze jedną mieszkanką bloku oraz mężczyzną, który próbował gasić pożar. – Nic nie zagraża ich życiu. Przejdą standardowe badania – zapewnia Michał Badach.
Kobiecie i małym dziewczynkom pomogło kilku mężczyzn. – Stałem blisko bloku i zobaczyłem ogromną chmurę dymu. Później ujrzałem dwie małe dziewczynki, które siedziały na parapecie okna na pierwszym piętrze i krzyczały "Ratujcie nas” – opowiada Kazimierz Kowalczyk.
– Rzuciłem swoje rzeczy na trawę i zawołałem trzech kolegów. Ktoś dał koc, który rozciągnęliśmy pod oknem - dodaje.
- Najpierw kobieta wyrzuciła młodsze dziecko, potem wyskoczyła starsza dziewczynka. Bardzo się bały. Matka wyskoczyła na końcu – mówi Tadeusz Matczuk. – Jedna z dziewczynek chyba skręciła nogę, ale nic poważnego im się nie stało. Pojechały wszystkie karetką do szpitala.
Mężczyźni zawiadomili również straż pożarną i policję. – Cieszę się, że udało się uratować te trzy osoby, ale nie czuję się bohaterem. Chyba każdy by tak postąpił – dodaje Matczuk.
Straż szybko ugasiła pożar. Pod blokiem jeszcze długo stali mieszkańcy kilku bloków i zastanawiali się, co się stało.
– Mieszkam w klatce obok. Usłyszałam w domu straszny krzyk i wybiegłam, żeby zobaczyć, co się dzieje. Wtedy dowiedziałam się, jakie nieszczęście się stało – przeżywa pani Kazimiera.
I dodaje: – W tym mieszkaniu na parterze mieszkała samotna kobieta. Nogę miała w gipsie, tydzień temu wyszła ze szpitala. Nie chodziła wcale, więc jak pożar wybuchł to pewnie nie mogła uciec...
- Opiekowałam się panią Zosią od tygodnia. Rano u niej byłam po godzinie 8 i wszystko było w porządku – ociera łzy Wanda Kuśmierz. – Takie nieszczęście! Miała 55 lat, była w kwiecie wieku, tak się cieszyła, że wyzdrowieje, że zdejmą jej gips i będzie mogła znowu chodzić.
Opiekunka dziwi się, że nikt nie usłyszał krzyków pani Zofii. – Przecież jej drzwi nie były zamknięte na klucz. Chyba że spała... – zastanawia się pani Wanda.
- Przyczyny pożaru nie są jeszcze znane. Śledztwo prowadzi policja – ucina Badach.