Senatorowie lewicy uważają, że prokuratorzy IPN za mało pracują, dlatego chcą zlikwidować pion śledczy w instytucie. – Ujawniamy niewygodne fakty z historii Polski, które wielu politykom mogłyby zaszkodzić. Dlatego chcą nas zlikwidować – uważają lubelscy prokuratorzy z IPN.
Pomysłem jest oburzony Andrzej Witkowski szef pionu śledczego lubelskiego oddziału IPN. – Ten projekt to jedno wielkie nieporozumienie, które wynika z niewiedzy o naszej pracy. Działamy przecież w zupełnie innych warunkach niż pozostali prokuratorzy. Przykład? Niemal przy każdej sprawie musimy m.in. penetrować archiwa polskie, europejskie, a nawet amerykańskie. Ile wymaga to pracy i czasu, chyba nikogo nie muszę przekonywać – denerwuje się A. Witkowski. To nie wszystko. – Jesteśmy po to, by służyć tym wszystkim, którzy zostali pokrzywdzeni w ostatnim półwieczu i wciąż nie mogą się doczekać sprawiedliwości – mówi Witkowski.
Nieoficjalnie mówi, że pomysł likwidacji pionu śledczego ma wymiar polityczny. – W lubelskim IPN prowadzimy takie sprawy, których wyjaśnienie nie byłoby na rękę osobom znajdującym się na świeczniku. Jedna z nich dotyczy okoliczności zabójstwa ks. Jerzego Popiełuszki – przekonują.
Inną kwestią, która ma być solą w oku politykom lewicy jest niezależność prokuratorów IPN. – Nasz prezes podlega jedynie Sejmowi. To gwarantuje nam apolityczność – tłumaczą.
Obecnie w lubelskim IPN pracuje 10 prokuratorów. Razem prowadzą około 250 śledztw. Od lata 2000 roku, kiedy powstał IPN, przesłuchali 1160 świadków i skierowali do sądu dwa akty oskarżenia: przeciwko Mieczysławowi W. byłemu oficerowi UB i Wacławowi L. b. sędziemu śledczemu. Wkrótce kolejne akty oskarżenia mają trafić do sądu.