Sąd uznał wczoraj Mariusza Deckerta, prezesa Radia Lublin, winnym złożenia korupcyjnej propozycji. Czy zostanie na stanowisku rozstrzygnie się za tydzień.
A Deckerta obciążył związany z Radiem Maryja Arkadiusz Robaczewski. W czerwcu 2004 roku spotkał się z Deckertem, wówczas szefem kancelarii prezydenta Lublina. Według jego relacji Deckert zaproponował mu 100 tys. zł łapówki. Robaczewski miał za to nakłonić Mieczysława Rybę, radnego LPR, żeby nie sprzeciwiał się zmianom w planie przestrzennym miasta. Zmiany były potrzebne, aby wybudować hipermarket.
- Deckert powiedział, że za wpłyniecie na radnego załatwi mi dotację - zeznał w sądzie Robaczewski. - Miała być przekazana na konto bądź pod stołem. Powiedziałem, że to nie wchodzi w rachubę.
Sąd uznał te zeznania za kluczowe. - Świadek Robaczewski konsekwentnie twierdził, że odebrał słowa oskarżonego jako propozycję korupcyjną - powiedziała w uzasadnieniu wyroku sędzia Kinga Gryglewska.
Czy Deckert dalej będzie kierował publiczną rozgłośnią? Jego koledzy z PiS od początku stali za nim murem. Mimo oskarżenia pozostał na stanowisku szefa kancelarii prezydenta Andrzeja Pruszkowskiego, a przed rokiem został prezesem radia. - Jestem przekonany o jego niewinności - mówi Piotr Dreher, przewodniczący Rady Nadzorczej Radia Lublin i wpływowy działacz lubelskiego PiS. - Poczekajmy na ostateczne rozstrzygnięcie.
O losach Deckerta zadecyduje najbliższe posiedzenie Rady Nadzorczej RL, która zbierze się za tydzień we wtorek. Jeśli sam prezes nie poda się do dymisji, wtedy członkowie rady zadecydują, czy go nie odwołać. Do tego trzeba czterech głosów w pięcioosobowej radzie. Piotr Wawrzeński, wiceprzewodniczący Rady Nadzorczej RL, na razie nie chce mówić jak zagłosuje. - Ale uważam, że na czele mediów publicznych powinna stać osoba o nieskazitelnym charakterze. Mimo że wyrok jest nieprawomocny, to jednak rzutuje na postać prezesa.
Sam Deckert pytany przez nas, czy nie rozważa dymisji, odparł, że jest zbyt wstrząśnięty, by odpowiadać na to pytanie. (ARLE)