O braku zaangażowania w kampanię kandydata na prezydenta ze strony jednego z liderów partyjnych struktur mówił prezes PiS Jarosław Kaczyński. I zagroził brakiem miejsca na liście w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych. Chodzi o wiceministra Krzysztofa Michałkiewicza
Mocne słowa miały paść podczas posiedzenia klubu Prawa i Sprawiedliwości, które odbyło się 2 września po konwencji wyborczej partii. Tygodnik „Wprost” donosi, że Jarosław Kaczyński powiedział, że „jest taki jeden lider okręgowy, który nie zrobił nic dla kandydata na prezydenta miasta, bo go zwalcza jako przyszłą konkurencję naliście”. Miał też zapowiedzieć, że dla takich ludzi nie będzie miejsca na listach PiS w przyszłorocznych wyborach do parlamentu.
Politycy partii rządzącej przyznają, że chodzi o Krzysztofa Michałkiewicza, prezesa partyjnych struktur w okręgu lubelskim i wiceministra rodziny, pracy i polityki społecznej (na zdjęciu).
– Prezes Kaczyński pogroził palcem, nie wskazując na konkretną osobę, ale wszyscy wiedzieli, o kogo chodzi. Powiedział, że trzeba współpracować, bo za rok może dla kogoś zabraknąć miejsca na liście, nawet jeśli jest się szefem okręgu – mówi nam jeden z działaczy PiS.
Kandydatem Prawa i Sprawiedliwości na prezydenta Lublina jest poseł Sylwester Tułajew. Do tej pory Michałkiewicz oficjalnie nie poparł jego kandydatury, choć w obecności mediów prezentował kandydatów w wyborach samorządowych w mniejszych miastach regionu - w Opolu Lubelskim, a wczoraj w Janowie Lubelskim.
– Ja nie komentuję tematów, które były podejmowane na klubie parlamentarnym. One nie podlegają dyskusji – ucina Tułajew.
– Nie znam tego tekstu, więc trudno mi to komentować. Wspieram wszystkich naszych kandydatów na wójtów, burmistrzów i prezydentów. Cieszę się, że w Lublinie mamy mocnego kandydata i mam nadzieję, że uda się zmienić władzę w tym mieście – mówi wiceminister Michałkiewicz, pytany o medialne doniesienia.
O braku sympatii pomiędzy oboma politykami wiadomo od dawna. Pod koniec ubiegłego roku, gdy z funkcji szefa miejskich struktur w Lublinie rezygnował senator Grzegorz Czelej, zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami jego miejsce miał zająć Tułajew.
Nieoczekiwanie jednak Michałkiewicz powołał na to stanowisko Tomasza Miszczuka (obecnie członka zarządu PKP S.A.). Później miał blokować kandydaturę młodego parlamentarzysty w wyścigu o fotel prezydenta. Nieoficjalnie mówiło się, że forsował nazwiska mniej rozpoznawalnych polityków, którzy nie byliby dla niego zagrożeniem w kontekście walki o czołowe miejsca na liście w przyszłorocznych wyborach.
– Historia pokazuje, że jeśli ktoś startuje na prezydenta Lublina, to tym samym wzmacnia swoje nazwisko w kontekście wyborów do Sejmu. Przykładem są Lech Sprawka i Grzegorz Muszyński. Muszyńskiemu co prawda nie udało się zostać posłem, ale mimo startu z niskiej pozycji uzyskał sporo głosów – mówi nam jeden z parlamentarzystów PiS. I dodaje, że nie spodziewa się, aby zapowiedź Kaczyńskiego została wcielona w życie. – Wybory do Sejmu będą bardzo ważne i każdy, kto będzie mógł przynieść liście głosy, znajdzie się na niej. Taka jest polityka. aa