Urząd Miasta popełnił błąd nie dopuszczając mieszkańców bloków stojących w pobliżu ul. Zemborzyckiej bloków do procedur w sprawie hałaśliwego toru kartingowego - uznała dzisiaj Rada Miasta
Stowarzyszenie chciało przyłączyć się jako strona do urzędowych postępowań w tej sprawie. Prezydent najpierw zapewnił, że będą mogli brać udział w procedurach. Jednak Wydział Ochrony Środowiska Urzędu Miasta wydał odmowną decyzję. Mieszkańcy nie dostali też na czas odpowiedzi na swoje pismo.
- Brak jest też dokumentów świadczących o tym, że mieszkańcom wyznaczono inny termin udzielenia odpowiedzi - mówi Zdzisław Drozd (PiS), przewodniczący Komisji Rewizyjnej Rady Miasta. - Istotą dzisiejszej skargi jest to, że prezydent wydał postanowienie o niedopuszczeniu stowarzyszenia do postępowania. To postanowienie zostało uchylone. Bezspornym jest fakt, że przez trzy miesiące nie zostałą udzielona żadna odpowiedź - dodaje.
Komisja rewizyjna uznała skargę mieszkańców za zasadną i przyjęcie takiej właśnie uchwały rekomendowała Radzie Miasta.
Radni przychylili się do tej sugestii i uznali, że Urząd Miasta popełnił w tej sprawie błąd.
Przy okazji rozgorzała dyskusja w sprawie uciążliwości toru. Obiekt wykorzystuje teraz warszawski Polski Związek Motorowy i to on wpuszcza zawodników na obiekt.
- PZMot wynajmuje tor każdemu, kto chce, na tor zjeżdżają pojazdy z całej Polski, bo na innych torach robi się pomiar głośności i przeganiane są te samochody. W Lublinie jeździ, kto chce - skarży się Malon.
Zdaniem władz miasta nie wszystkie rozgrywki odbywają się tam legalnie. - Czy tor jest użytkowany prawidłowo? Ja wiem, że nie - mówi Stanisław Fic, zastępca prezydenta miasta. - Tor ma pozwolenie, ale tylko dla kartingów, a nie dla samochodów, które tam wjeżdżają.
Z tym nie zgadza się Dariusz Piątek, radny PO: - Kto dopuścił do organizacji takich imprez? Prawo dopuściło. Czy w myjni samochodowej nie można myć motocykli, czy stacja paliw jest tylko dla samochodów - pyta Piątek i twierdzi, że rozgrywki odbywają się tam legalnie. - Żadna impreza nie mogłaby się tam odbyć, gdyby ten tor nie był homologowany dla danej dyscypliny.
Tor przy Zemborzyckiej istnieje od lat 70. Późniejszy plan zagospodarowania przestrzennego mówił, że w "strefie hałasu" znajdą się wyłącznie magazyny. W 2003 r. radni zmienili plan zagospodarowania. Tym samym pobliskie tereny zostały przeznaczone pod budownictwo mieszkaniowe. A lokatorzy nowych bloków chcą pozbyć się toru, który istnieje tam od lat.
- Ja nie chcę się zastanawiać, co było pierwsze: kura czy jajko i kto ma większe prawo, żeby tam być. Faktem jest, że żyją tam ludzie i ktoś się na to zgodził - mówi Krzysztof Siczek, radny PiS. - Jeżeli to miejsce jest atrakcyjne pod budownictwo, to nie może tam być miejsca na taki huczący sport. Albo jedno, albo drugie - dodaje Siczek i twierdzi, że nawet policja nie jest zainteresowana porządkiem wokół toru.
Na dowód opowiada, jak w pewną niedzielę przejeżdżał obok toru, a służby porządkowe organizatorów imprezy blokowały przejazd ul. Zemborzycką umożliwiając tylko wjazd i wyjazd z terenu toru. Siczek twierdzi, że przedstawiając się jako radny powiadamiał o wszystkim dyżurnego policji, a ten - według relacji radnego - miał mu odpowiedzieć, że organizatorzy sami kierują ruchem na Zemborzyckiej.
- Fakt jest taki, że tam żyją ludzie, którzy tak żyć nie mogą i jeśli chcą uregulować ten stan rzeczy to napotykają przyzwolenie ze strony prezydenta a urzędnicy, którzy tę sprawę prowadzą działają przeciwnie - mówi Marek Jakubowski (PiS).
Sprawę toru bada obecnie Wojewódzki Sąd Administracyjny.