Najpierw pomylili się urzędnicy. Zarząd Budynków Komunalnych w Lublinie wystąpił o eksmisję mężczyzny z bloku, który... nie istnieje. I sąd taki wyrok wydał. A teraz być może proces trzeba będzie prowadzić od początku.
– Pomylenie jednej literki oznacza dla mnie, że wciąż nie mogę wrócić do domu – mówi pani Jolanta.
Przypomnijmy: Kobieta w marcu 2003 roku uciekła z dwójką małych dzieci od brutalnego męża. Przez kilka lat mieszkali przy ul. Grygowej 4G. Schronienie znalazła w Ośrodku dla Ofiar Przemocy Domowej na lubelskiej Bazylianówce. Na rękę poszedł jej Urząd Miejski, który nakazał Zarządowi Nieruchomości Komunalnych wystąpić do sądu z wnioskiem o eksmitowanie brutala. Wówczas jego była żona mogłaby wrócić do mieszkania. Teraz mieszka na stancji.
W lipcu Sąd Rejonowy w Lublinie nakazał eksmitować mężczyznę z bloku przy ul. Grygowej 4J. Takiego budynku w Lublinie nie ma. Sprawdziliśmy, skąd się wzięła pomyłka. Okazało się, że najpierw sprawę zawalili urzędnicy ZNK.
– Taki adres Grygowej 4J został już umieszczony w pozwie – mówi sędzia Mariusz Tchórzewski, przewodniczący I wydziału cywilnego SR w Lublinie. – Były na niego wysyłane wezwania. Poczta przysyłała informacje, że zostawia tam awizo.
ZNK wystąpiło do sądu o sprostowanie pomyłki. Urzędnicy znowu się nie popisali. Pismo wysłali dopiero w połowie listopada. Sąd sprostowałby bez problemu pomyłkę w adresie, gdyby błąd był tylko w wyroku. Pomylenie adresu w pozwie oznacza, że być może trzeba będzie składać nowy wniosek o eksmitowanie byłego męża Wyrzykowskiej. Sprawa byłaby więc rozpatrywana od nowa. Dla kobiety oznacza to dalsze miesiące tułania się po stancjach.
Decyzja o tym, jak potraktować wniosek o sprostowanie wyroku, zostanie podjęta w ciągu dwóch, trzech tygodni – zapowiada sędzia Tchórzewski.Marta Korczewska, zastępca dyrektora ZNK, była wczoraj nieuchwytna.