Profesor KUL Zbigniew Zaleski, który w latach 2004–2009 był eurodeputowanym Platformy Obywatelskiej zapowiada, że zastąpi w europarlamencie prof. Lenę Kolarską-Bobińską. Pani profesor została ministrem nauki i szkolnictwa wyższego i musi zrzec się mandatu.
- Jestem gotów objąć mandat po dopełnieniu wszystkich formalności. Zdaję sobie sprawę, że w maju kończy się obecna kadencja, ale mam nadzieję, że uda mi się w tym czasie przysłużyć Polsce.
• To była trudna decyzja?
- Wielkich emocji nie było, choć przyznam, że jest to duże zobowiązanie. Europarlament to znane mi miejsce i jest tam sporo pracy.
• Pytam, bo po tym, jak przegrał pan wybory w 2009 roku, odsunął się pan od polityki.
- Zwolniłem, byłem mniej aktywny. Prawda jest taka, że nie bardzo mnie gdzieś chcieli. Niczego mi nie proponowano. Nie dostałem się do europarlamentu, ale uzyskałem dobry wynik. Wielu ludzi na mnie stawiało i to był dla mnie znak.
• Nadal jest pan w Platformie Obywatelskiej?
- Na dzisiaj tak. Zobaczymy co życie pokaże i jak będzie wyglądała nasza współpraca. Dla mnie najważniejsze jest, by województwo lubelskie przestało być Polską "B”.
• Czym będzie się pan zajmował w Brukseli?
- Dołączę do chadeckiej Europejskiej Partii Ludowej. Jest sporo ważnych tematów, jak kryzys gospodarczy, czy problemy światopoglądowe ludzi. Na pewno będę walczył o pieniądze na edukację. Może moim głosem uda mi się włożyć jedno ziarenko, które pomoże Polsce.
• Będzie pan się ubiegał w maju o reelekcję?
- To pytanie do władz partyjnych, ale myślę, że będą stawiać na młodych ludzi.
• Jaki wpływ na decyzję o powrocie do Brukseli miały kwestie finansowe?
- W pewnym wieku ma się inne priorytety. Praca europosła nie jest łatwa i musi być wynagradzana. Ja nie mam na to wpływu.