Prof. Jan K. z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego został w piątek prawomocnie skazany za poturbowanie i obrażanie swojej podwładnej. Sąd odrzucił jego apelację. Naukowiec zostanie wyrzucony z uczelni
Pierwszy proces Jana K. zakończył się latem ubiegłego roku. Sąd uznał go winnym naruszenia nietykalności cielesnej oraz zniesławienia podwładnej, dr Sabiny Bober. Wykładowca został skazany na 4 tys. zł grzywny oraz tysiąc złotych nawiązki dla pokrzywdzonej.
Adwokaci i sam prof. Jan K. złożyli odwołania. Sprawa trafiła do Sądu Okręgowego w Lublinie. - Oskarżony jest osobą dojrzałą, ojcem rodziny. Skazanie byłoby przekreśleniem jego dorobku naukowego. Skutki byłyby dużo dalej idące, niż w przypadku przeciętnego Kowalskiego - argumentowała w sądzie mec. Gabriela Skowrońska-Wrona.
Drugi z o obrońców Jana K. podkreślał, że medialne relacje dotyczące procesu przypominały opis „walki Dawida z Goliatem”, co jego zdaniem mogło mieć wpływ na decyzję sądu pierwszej instancji.
W piątek sąd odwoławczy utrzymał w mocy wyrok z pierwszej instancji. Wszystkie apelacje uznał za bezzasadne. - Oskarżony przyznał się do pierwszego z zarzutów (znieważenie - red.) chociaż odmiennie przedstawił okoliczności zajścia - wyjaśniał sędzia Wiesław Pastuszak. - Zastosowana kara jest najłagodniejszego rodzaju. Nie sposób uznać jej za niewspółmiernie surową.
Po zakończeniu rozprawy prof. Jan K. nie rozmawiał z dziennikarzami. Szybko opuścił salę. Tydzień temu przed sądem zeznawał: - Wiele trudu zadałem sobie, by przyjąć oskarżycielkę do katedry, choć ostrzegano mnie, żebym tego nie robił. Początkowo wyrażała mi wdzięczność, mówiąc, że nigdy mi tego nie zapomni. Teraz wyraża to w inny sposób.
Sabina Bober nie kryła zadowolenia z wczorajszego wyroku. - Doświadczyłam sprawiedliwości - komentowała. - To już chyba piąty sąd, w którym toczy się ta sprawa i znowu wygrałam. Po prostu jestem szczęśliwa.
Zakończony proces dotyczył wydarzeń z 2010 r. Jan K. kierował wówczas katedrą historii ruchów społeczno-politycznych XIX i XX w. Jego podwładną była Sabina Bober. W styczniu 2010 roku na oczach studentów przełożony wypchnął ją za drzwi, uderzył w plecy i wyrzucił za nią reklamówkę z książkami, płaszcz i torebkę.
Dr Bober oskarżyła profesora nie tylko o naruszenie nietykalności cielesnej. Wcześniej, także przy studentach, miał o niej powiedzieć „kawał małpiszona”.
W procesie odwoławczym obrońcy Jana K. domagali się zarządzenia ponownego procesu. Z kolei dr Bober wnosiła o odrzucenie apelacji.