Wyższe pensje, ekstradodatki, korzystne godziny wykładów.
- To tylko niektóre z argumentów, którymi szkoły wyższe kuszą profesorów pracujących w konkurencji. A czasu na skompletowanie kadry mają niewiele.
Bo od nowego roku akademickiego każdy wykładowca będzie mógł pracować na stałe tylko w dwóch uczelniach.
Przyrodniczej w Lublinie.
Teraz ma się to zmienić. - Po wakacjach każdy samodzielny pracownik naukowy, czyli doktor habilitowany i profesor, będzie mógł firmować swoim nazwiskiem tylko dwa kierunki studiów, w tym jeden magisterski - wyjaśnia prof. Tadeusz Borowiecki, prorektor UMCS ds. kadr.
A to oznacza etatowe zatrudnienie maksymalnie na dwóch uczelniach. Pierwsza to zazwyczaj macierzysta szkoła publiczna, uniwersytet czy politechnika. Druga to jedna ze szkół prywatnych. Która? - Wybór należy do każdego z wykładowców.
- Niedawno jeden z naszych pracowników oświadczył, że odchodzi do uczelni w Koninie - opowiada doc. Stefanek. - Zaoferowali mu lepsze warunki. Doszło to transferu jak w piłce nożnej.
Podobnie jest w innych szkołach prywatnych w całym regionie. - Co prawda u nas taki przypadek jeszcze się nie zdarzył, ale doskonale wiemy, że różne uczelnie próbują podkupić najlepszych profesorów i przyciągnąć ich do siebie - nie kryje Marek Ciastoch, kanclerz Wyższej Szkoły Humanistyczno-Ekonomicznej w Zamościu.
- Liczba znanych i cenionych naukowców jest ograniczona. To cała przyczyna problemu - wyjaśnia kanclerz Stefanek. - My na przykład prowadzimy zajęcia z turystyki. Ale w Lublinie nie było żadnego profesora z tej dziedziny. Musieliśmy ich sprowadzić aż z Warszawy - dodaje. Ile to kosztowało lubelską uczelnię? - Mogę tylko powiedzieć, że życzenia finansowe profesorów warszawskich są wyższe niż lubelskich.
WSSP ma skompletowaną kadrę na nowy rok akademicki. Inne uczelnie mają na to już niewiele czasu. - Wszystko powinno się wyjaśnić do końca czerwca - mówi kanclerz Ciastoch. •