Precedensowa sprawa o odszkodowanie za błąd lekarski. Wojewoda lubelski chce, by znany lubelski profesor Franciszek Furmanik z własnej kieszeni zapłacił za źle przeprowadzoną operację. Sąd częściowo przyznał już rację wojewodzie.
Prawnicy wojewody doszli jednak do wniosku, że za błędy Furmanika nie powinni płacić podatnicy. Najpierw wezwali lekarza, żeby dobrowolnie zwrócił wypłacone odszkodowanie. Kiedy profesor tego nie zrobił, wystąpili przeciwko niemu na drogę sądową.
Latem tego roku Sąd Okręgowy w Lublinie częściowo uznał roszczenie. Nakazał Furmanikowi zwrócić wojewodzie 9,5 tys. zł. Dlaczego tylko tyle? Bo profesor wyrządził szkodę nieumyślnie - uzasadnili sędziowie. W takiej sytuacji można było zasądzić od niego najwyżej trzykrotne pobory. Gdyby działał celowo, musiałby zapłacić za wszystko.
- Niech za moją krzywdę przynajmniej częściowo zapłaci z własnej kieszeni - mówi Krystyna K., która wciąż odczuwa skutki operacji przeprowadzonej przez Furmanika. - Przecież nie poniósł za to żadnej kary.
Prawnik chirurga się odwołał. Jego wniosek trafi wkrótce do Sądu Apelacyjnego w Lublinie.
- Nie słyszałem jeszcze o zasądzeniu zwrotu odszkodowania bezpośrednio od lekarza - przyznaje Jerzy Jakubowicz, rzecznik Okręgowej Izby lekarskiej w Lublinie. - Ale wiem, że przepisy na to pozwalają. Lekarze muszą się więc liczyć i z takimi konsekwencjami.
Od kilku lat szpitale nie podlegają już wojewodzie. I same muszą płacić odszkodowania za błędy swoich lekarzy. Dlatego ubezpieczają się od takiej odpowiedzialności.
Smaku całej sprawie dodaje fakt, że w czasie, gdy zapadał niekorzystny wyrok, Furmanik siedział w areszcie (jest tam zresztą nadal). To w związku ze sprawą karną, która toczy się przeciwko niemu w Sądzie Rejonowym w Lublinie. Furmanik jest oskarżony o przyjmowanie łapówek. Obciążyła go właśnie m.in. Krystyna K. Przed feralnym zabiegiem dała chirurgowi tysiąc złotych.