Kilka tysięcy osób z naszego regionu miga się od służby wojskowej. Przed komisją wojskową nie stanął co dziesiąty poborowy.
W tym roku Wojskowa Komenda Uzupełnień Lublin-1 skierowała do prokuratury ponad 90 spraw poborowych ze stolicy regionu, którzy uporczywie unikają służby. - To ostateczność - podkreśla mjr Ireneusz Olender z lubelskiej WKU. - Wcześniej, wszelkimi możliwymi środkami, staramy się do nich dotrzeć.
- Wysyłamy do poborowego jedno wezwanie. On nie odpowiada. Potem kolejne. I nadal bez odzewu. Po kilku takich próbach nie mamy wyjścia. Prosimy o pomoc organy ścigania - tłumaczy mjr Zbigniew Kozyra z WKU Lublin-2, której podlegają poborowi z okolic Lublina. - W tej chwili próbujemy dotrzeć do ponad 800 osób.
Jeszcze więcej poborowych (1,1 tys.) miga się od służby w Lublinie. Ok. 200 z nich wymeldowało się. Kolejne 450 wyjechało za granicę do legalnej pracy. Tyle samo zaginęło. Duża część prawdopodobnie jest za granicą.
- Są młodzi, chcą zarabiać. Nikt im tego nie zabrania - mówi ppłk Apolinary Mizerski, komendant WKU w Zamościu. - Ale wielu z nich zapomina, że nie ma uregulowanego stosunku do służby wojskowej.
Tak jak Kamil, 25-latek z Lublina. - Rok temu skończyłem studia na Politechnice Lubelskiej i wyjechałem do Irlandii - opowiada. - Przy podejmowaniu takich decyzji nie myśli się o wojsku. Załatwię wszystko, jak wrócę. Teraz mam co innego na głowie.
Tymczasem wojsku brakuje poborowych. Wielu młodych chłopaków dostaje odroczenie ze względu na studia. Inni są przenoszeni do rezerwy po skończeniu nauki. Dlatego armia chce sięgać po tych, którzy ani nie studiują, ani nie mają na utrzymaniu rodzin. I tu pojawia się problem.
- Niektórzy wymeldowują się i nie wiadomo, gdzie ich szukać - tłumaczą wojskowi. - Ale większość wyjeżdża za granicę i nie informuje o tym. Przecież wystarczyłoby przyjść do urzędu gminy czy miasta i zgłosić to. Wtedy nie podejmowalibyśmy żadnych działań. A tak, wielokrotnie wysyłamy wezwania, zwracamy się o pomoc do policji, aż w końcu kierujemy sprawę do prokuratury.
Każdemu, kto unika zasadniczej służby wojskowej, grozi do dwóch lat więzienia. Częściej stosuje się grzywnę albo ograniczenia wolności zamieniane na prace społeczne. Wyrok jest jednak wyrokiem, więc nazwiska dezerterów trafiają do Krajowego Rejestru Skazanych.