Nie kilku, jak początkowo przypuszczaliśmy, a nawet kilkuset osób może dotyczyć sprawa wycieku danych kandydatów, którzy zdawali w tym roku na studia na UMCS.
Jak napisaliśmy we wrześniu, Wyższa Szkoła Społeczno-Przyrodnicza z Lublina wysłała swoje informatory do kandydatów, którzy nie dostali się w tym roku na iberystykę na UMCS. W biuletynie podkreślono, że taki kierunek można studiować właśnie w WSSP.
Dotarliśmy do kilku osób, których miało to dotyczyć. Jak szkoła weszła w posiadanie danych o kandydatach? Nie potrafił tego wyjaśnić ani dziekan Wydziału Humanistycznego UMCS, ani kanclerz WSSP.
Wewnętrzne śledztwo, zarządzone przez władze uniwersytetu, także nie przyniosło odpowiedzi na to pytanie. Rektor UMCS prof. Wiesław Kamiński złożył więc zawiadomienie do prokuratury. Ta jednak wszczęła śledztwo już wcześniej, po naszych artykułach.
- Mamy już za sobą przesłuchania pracowników obu uczelni - wyjaśnia Ewa Bondaruk, szefowa Prokuratury Rejonowej Lublin-Południe. - Teraz docieramy do kandydatów, którzy ubiegali się o przyjęcie na studia. I których dane mogły z uniwersytetu "wyciec”. Z naszych ustaleń wynika, że pokrzywdzonych może być nawet 200 osób.
Kiedy poznamy ustalenia śledczych? - Liczba osób, do których musimy dotrzeć, jest tak duża, że na pewno nie będzie to grudzień - dodaje Bondaruk. (mb)