Szarpanie za włosy i ucho, bicie i przeklinanie. Tak przedszkolanka z Lublina miała zajmować się podopiecznymi. W czwartek Małgorzata M. zasiadła na ławie oskarżonych
Chodzi o wydarzenia z grudnia 2013 r. 6-letnia wówczas dziewczynka chodziła do przedszkola przy ul. Dziewanny w Lublinie. Brała udział w jasełkach, które organizowała Małgorzata M. Przedszkolanka nie mogła sobie poradzić z "dokazującą” dziewczynką. Z akt sprawy wynika, że boleśnie wytargała 6-latkę za ucho, nadrywając małżowinę. Rodzice dziewczynki zauważyli, że ich córka jest smutna i przestraszona. Po krótkiej rozmowie odkryli ranę. Okazało się też, że podobnych rękoczynów było więcej. Sprawa trafiła do dyrekcji placówki i prokuratury.
- Córka pokazała mi miejsce na głowie, z którego pani M. wyrwała jej włosy - wspominał w czwartek w sądzie ojciec Natalii. - Był wyraźny ślad, chociaż włosy odrosły już na jakieś 2cm. Córka mówiła, że była również bita linijką i pistoletem do silikonu. Powiedziała nam, że pani M. nie lubi dziewczynek z długimi włosami.
55-letnia Małgorzata M. ma za sobą 35 lat pracy z dziećmi. Już nie pracuje. Od 1983 r. zmaga się z alkoholizmem. Miewa nawroty. Właśnie w takich okolicznościach miało dojść do rękoczynów. W sądzie kobieta odpowiada za bicie i szarpanie dwóch dziewczynek.
- Myślałam, że robię dobrze i potrafię je wychować - przekonywała podczas rozprawy Małgorzata M. - Skoro nazwano mnie agresorem, to rodzice powinni przyjść z dzieckiem do mnie, żeby wyjaśnić sprawę. Moją porażką jest, że stało się inaczej.
Podczas śledztwa kobieta nie przyznała się do naruszenia nietykalności cielesnej podopiecznych - Natalii i Weroniki. W sądzie nie była w stanie udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Zasłaniała się niepamięcią, chociaż dokładnie przytaczała inne szczegóły z dnia, kiedy miała szarpać Natalię.
- Wcześniej się nie przyznawałam, bo nie pamiętałam. Teraz dopuszczam taką możliwość. Mogłam się tak zachować, znając siebie z czasów, kiedy piłam - wyznała Małgorzata M.
Z relacji poszkodowanych wynika, że przedszkolanka regularnie znęcała się nad maluchami. Krzyczała używając przekleństw, biła, szarpała za ręce i włosy, zderzała głowami. Karała nawet za drobne przewinienia.
- Ne spodziewałem się, że oddając dziecko do przedszkola można wyrządzić mu taką krzywdę. Córka wciąż do tego wraca - mówi pan Tomasz. - Kiedy poszła do szkoły była w szoku, że nikt na nią nie krzyczy. Mówiła, że nauczycielka jest fajna, bo nie szarpie za włosy.
Poszkodowane dzieci zeznawały przed sądem w obecności psychologa. Ich relacje oceniono, jako wiarygodne. Małgorzacie M. grozi do 2 lat więzienia. Proces powinien zakończyć się w drugiej połowie maja.