Z dnia na dzień mieszkańcy ul. Nizinnej stracili przejazd kolejowy, przez który mogli dostać się do ul. Krężnickiej. - Musieliśmy go zlikwidować - twierdzą kolejarze. - Ale do tego potrzebny był uzgodniony projekt, a takiego kolejarze nie mieli - mówią miejscy urzędnicy.
- Robimy to ze względów bezpieczeństwa - informuje Maciej Dutkiewicz, rzecznik zarządzającej torami spółki PKP Polskie Linie Kolejowe. - Zamierzamy zamontować nowy rozjazd, który pozwoli nam zwiększyć prędkość pociągów jadących w kierunku Stalowej Woli z 40 do 100 km/h. Rozjazd znajdzie się w miejscu przejazdu, bo nie ma technicznej możliwości ulokowania go w innym miejscu.
Teraz kierowcy muszą nadkładać drogi jadąc do jednego z dwóch innych przejazdów oddalonych o kilkaset metrów. Ale większym problemem jest to, że do tych przejazdów jedzie się równoległą do torów ul. Tęczową, która jest tak wąska, że nie miną się na niej dwa samochody.
- My naprawdę nie potrzebujemy strzeżonego przejazdu. Wystarczy zwykły, byleby był - stwierdza pan Tomasz. Kolejarze są nieugięci. - Przepisy nie pozwalają na puszczenie ruchu samochodów po rozjeździe, bo uległby uszkodzeniu, co groziłoby wykolejeniem pociągu - tłumaczy Dutkiewicz. - Zostawiamy w tym miejscu przejście piesze.
Tak projekt kolejarze złożyli w czerwcu ub. r. Został odrzucony. Taki sam los spotkał drugi wniosek, złożony trzy tygodnie później. - Przedstawione przez kolej projekty zostały odrzucone przez Zespół ds. Stałej Organizacji Ruchu, w którego skład wchodzą m.in. przedstawiciele Komendy Miejskiej Policji - mówi Kieliszek.
Natomiast kolejarze odpowiadają, że działali na drodze wewnętrznej i taki dokument nie był konieczny. - Owszem, kolejarze nawet na centymetr nie wyszli poza granice swojej działki, ale projekt organizacji ruchu jest konieczny - odpowiada Kieliszek i powołuje się na rozporządzenie w sprawie skrzyżowań linii kolejowych z drogami publicznymi.
Miasto czeka na odpowiedź kolejarzy.