Kończy się proces policjanta z Lublina, odpowiadającego za poturbowanie nastolatka. Krzysztof L. miał bić zatrzymanego chłopaka i rzucać nim o ścianę. Adwokat policjanta dowodzi, że pokrzywdzony wszystko zmyślił.
Podczas czwartkowej rozprawy obrońca Krzysztofa L. domagała się przeprowadzenia wizji lokalnej na komisariacie. Nastoletni Jarosław M. bardzo dokładnie opisywał bowiem przebieg rzekomego pobicia. Eksperyment miał wykazać, czy jego wersja wydarzeń jest prawdopodobna. Zdaniem obrońcy Krzysztofa L. jest wręcz niemożliwa. Uskarżający się na bóle kręgosłupa policjant nie mógł bowiem rzucać chłopakiem w sposób opisany przez nastolatka.
Po sprzeciwie ze strony prokurator, sędzia Anna Dąbrowska nie zgodziła się na eksperyment. Od rzekomego pobicia minęły bowiem dwa lata. W tym czasie zmienił się stan zdrowia policjanta.
Pokrzywdzony w sprawie Jarosław M. ma 19 lat. Jeszcze w ubiegłym roku uczył się w gimnazjum. Leczył się również z uzależniania od narkotyków. Miewał konflikty z prawem. W kwietniu 2014 włóczył się ze znajomymi po centrum Lublina. Młodzi ludzie pili piwo, po czym około północy ruszyli na dworzec PKS. Tam kolega Jarosława zdemolował lodówkę z napojami, stojącą przy jednym z kiosków. Chłopcy ukradli napoje z rozbitego urządzenia i poszli dalej.
– Butelki wypadły na ulicę. Ja je tylko zabrałem – wyjaśniał później śledczym Jarosław M.
Niedługo po zdarzeniu nastolatek i jego kolega zostali zatrzymani i trafili do komendy przy ul. Północnej. Następnego dnia przewieziono ich do komisariatu przy ul. Okopowej. Tam Jarosław M. miał zostać sam na sam z Krzysztofem L., 31-letnim kryminalnym z „jedynki”. Policjant miał go pytać nie tylko o lodówkę. Pokazywał zdjęcia podejrzanych. Jarosław M. rzekomo nie chciał „sypać” kolegów.
– Wtedy podniósł mnie i rzucił mną w kąt – opowiadał w sądzie nastolatek. – Leżałem twarzą do ziemi.
Usiadł na mnie, przycisnął kolanem i wykręcił rękę. Potem policjant miał wcierać chłopakowi w oczy gaz pieprzowy. – Krzyczałem „Mamo! Karetka!” – wspominał w sądzie nastolatek.
– Nie słyszałam, by z pokoju dobiegało wzywanie o pomoc – zeznała w czwartek policjantka służąca niegdyś w „jedynce”. – Do jednostki często przyprowadzano np. osoby nietrzeźwe i agresywne, które krzyczały różne rzeczy. Nie budziło to większych emocji. Atrakcja, jak przejeżdżający pociąg. Oczywiście gdyby tam kogoś bili czy gwałcili, to byśmy reagowali.
Sprawa rzekomego pobicia wyszła na jaw, bo zadrapania na głowie chłopaka zwróciły uwagę przesłuchującej go prokurator. Nastolatek przyznał, że pobił go Krzysztof L. 31-latek nie przyznał się do winy. Sprawa wróci na wokandę we wrześniu. Wtedy sąd ma przesłuchać ostatnich świadków.