Mark Sz. nie zaprzecza, że trudnił się przemytem. – Myślałem, że chodzi o biżuterię – tłumaczył wczoraj w lubelskim sądzie. – Dopiero potem okazało się, że to haszysz.
Mark Sz., Białorusin z polskim paszportem, odpowie za przemyt setek kilogramów narkotyków. Zdaniem prokuratury, mężczyzna stał na czele większej grupy handlującej nielegalnym towarem. Wpadł dzięki współpracy polskich i białoruskich służb.
Początki sprawy sięgają grudnia 2014 roku. Białoruskie służby graniczne przechwyciły wówczas transport 344 kg haszyszu. Narkotyki przewożono koleją. Były ukryte w transporcie kostki granitowej, wysłanym z Polski. W związku ze sprawą zatrzymano później dwóch Białorusinów, w tym celnika. Obaj zostali następnie skazani na długoletnie wyroki.
Z akt sprawy wynika, że doniósł na nich celnik, którego próbowali wcześniej skorumpować. Oferowali mu pieniądze w zamian za pobieżną kontrolę wskazanych wagonów. Mężczyzna podejrzewał, że może chodzić o przemyt narkotyków. Na Białorusi grozi za to długoletnie więzienie i konfiskata majątku. Celnik powiadomił więc o wszystkim odpowiednie służby.
Polscy śledczy, w tym strażnicy graniczni z Terespola, zaczęli szukać organizatorów transportu. Śledztwo w tej sprawie prowadził lubelski Wydział Zamiejscowy Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej. Sprawa znalazła finał w sądzie.
Wczoraj na ławie oskarżonych w Sądzie Okręgowym w Lublinie zasiadł 37-letni Mark Sz. To pochodzący z Białorusi prawnik i ekonomista. Zdaniem śledczych, to on był szefem gangu przemytników.
W organizacji jednego z transportów pomagać mu miał również 31-letni Paweł A. Mężczyzna odpowiada w tym samym procesie. Obaj nie przyznają się do udziału w zorganizowanej grupie przestępczej. Mark Sz. nie zaprzecza natomiast, że trudnił się przemytem.
– Myślałem, że chodzi o biżuterię – tłumaczył wczoraj w sądzie. – Dopiero potem okazało się, że to haszysz.
Z ustaleń prokuratury wynika, że Mark Sz. i jego wspólnicy założyli szereg spółek w Polsce i na Białorusi. Miały one stanowić rodzaj „zasłony dymnej” dla nielegalnego procederu. 37-latek posługiwał się w naszym kraju różnymi imionami i nazwiskami. Jak ustaliła prokuratura, haszysz przechwycony w wagonie najprawdopodobniej pochodził z Maroka. By przerzucić narkotyki dalej na Wschód, 37-latek zamówił w Polsce cztery ciężarówki kostki granitowej. Według śledczych, zanim towar został przeładowany na wagony, dodano do niego narkotyki. Skonfiskowany haszysz pozwoliłby na wyprodukowanie kilkuset tysięcy porcji dilerskich.
Mark Sz. i jego kolega odpowiadają również za przemyt udaremniony w sierpniu ubiegłego roku. Pogranicznicy na przejściu w Połowcach (Podlaskie) zatrzymali wówczas mercedesa sprintera.
Samochodem przewożono dwie beczki, w których miała być kalafonia. Tuż pod nią ukryto jednak MDMA – substancję służącą do produkcji tabletek ecstasy. Według śledczych, z ponad 76 kg przechwyconego towaru można było wyprodukować narkotyki o wartości blisko 26 mln zł.