Dwa psy Janusza S. pogryzły już trzy osoby. Jego sąsiedzi żyją w strachu.
- Czy one mają kogoś zagryźć? Dopiero wtedy policja weźmie się za ich właściciela? - pyta pan Jarosław, którego rottweilery zaatakowały kilka dni temu.
25-letni mężczyzna pokazuje spuchniętą nogę z wyraźnymi ranami po psich zębach. Przy chodzeniu musi wspierać się o kulę. Właścicielem niebezpiecznych psów jest jego stryj, który mieszka w tej samej kamienicy. Psy trzyma w kojcu na podwórku.
W poniedziałek po południu Jarosław wracał ze sklepu do domu. Przed kamienicą spotkał stryja, obok którego biegały dwa psy Elza i Szaman. Nie mógł przejść, więc zażądał, żeby krewny zamknął psy w kojcu. Właściciel zareagował agresywnie: ubliżał i wygrażał bratankowi. W kojcu zamknął tylko jednego psa. Drugiego trzymał na smyczy. Krzyknął "Zabij bandzior”. To była komenda do ataku. Elza wybiegła z kojca rzuciła się na mężczyznę. Złapała go za nogę i zaczęła ciągnąć.
- Gdyby ojciec nie wybiegł z pałką, to te psy wyciągnęłyby mnie na podwórko i rozszarpały - opowiada roztrzęsiony.
Policja zabrała właściciela zwierząt do komisariatu. Po przesłuchaniu wrócił do domu.
- Został mu postawiony zarzut grożenia i uszkodzenia ciała - mówi Magdalena Jędrejek, z biura prasowego KMP w Lublinie. - Odpowie też za wykroczenie - posiadania psów niebezpiecznej rasy bez zezwolenia.
Za brak zezwolenia policja mogła go ukarać już w marcu. Psy mężczyzny pogryzły wówczas jego znajomego. Obrażenia nie były ciężkie i sprawa została umorzona. - Psy zostały zabrane na dwa tygodnie, a potem wróciły - wspomina pogryziony 25-latek. - I znowu zaczął się horror.
Do podobnej sytuacji doszło półtora roku temu. Rottweilery zaatakowały Marcina, brata Jarosława.
- Mam 70 szwów - mówi Marcin. - Zaatakowały mnie, jak wracałem ze sklepu. Próbowałem uciekać, ale ściągnęły mnie z bramki. A stryj jeszcze bił mnie pałką po głowie. Na szczęście, nadeszli jacyś ludzie i wtedy zaczął odciągać psy. Uciekłem na ulicę. Doszedłem do komisariatu, skąd wezwali pogotowie.
Teraz niebezpieczne psy zostały zabrane do schroniska. Policja zwróciła się do sądu z pytaniem co dalej ma z nimi zrobić.